Ostatnie metry przed metą. Marit Bjoergen pozdrawia norweskich kibiców, szczęśliwa podnosi do góry ręce w geście zwycięstwa. To są jej igrzyska, ma już trzeci medal, w tym drugi złoty. Kiedy przyjmuje gratulacje, trzy zawodniczki: Szwedka Anna Haag, Norweżka Kristin Steira i Kowalczyk, walczą o pozostałe medale.
Na stadion Polka wpadnie druga, za Bjoergen, ale już po kilku metrach wyprzedzi ją Haag. Ataki Steiry będzie jednak odpierać do samego końca, a linię mety przetną w tym samym momencie. Kowalczyk długo leży, wreszcie podnosi głowę i patrzy na tablicę z wynikami. Obie ze Steirą mają ten sam czas – 9,3 s gorszy od Bjoergen. O tym, która dostanie medal, zadecyduje fotokomórka. Kowalczyk patrzy z niepokojem. Na trzecim miejscu pojawia się Steira. Polka wstaje zrezygnowana i odchodzi. Dziennikarze biegną do strefy, gdzie można z nią porozmawiać, i wtedy następuje zmiana.
Trzecie miejsce dla Kowalczyk, a czwarte dla Steiry. Nie widzimy reakcji naszej biegaczki, która tak ciężko pracowała na ten medal. Nie ma też żadnych szans na rozmowę zaraz po biegu. Najpierw jest dekoracja, później konferencja prasowa. W tym momencie nikt nie wie, że to nie koniec dramatycznych chwil Justyny. Grozi jej dyskwalifikacja, bo w pierwszej części dystansu, gdy biega się stylem klasycznym, pomogła sobie łyżwą na zakręcie. Musiała się tłumaczyć, a jury podjąć decyzję. Głosowanie na szczęście było dla niej pomyślne. Ma brązowy medal.
Wystartowały 40 minut wcześniej, o godz. 13 miejscowego czasu. Słońce grzało mocno, jeszcze silniej niż dwa dni temu, gdy ścigały się w sprincie i Kowalczyk zdobyła srebrny medal. Bieg łączony jednak jest zupełnie inny. Najpierw biegną 7,5 km techniką klasyczną, później zmiana nart i kijków i jeszcze raz taki sam dystans łyżwą, jak mówią zawodnicy o stylu dowolnym.
– Butów i skarpet nie zmieniamy, zostają te same – wyjaśnia trener Aleksander Wierietielny. – Mamy uniwersalne.