[b][link=http://blog.rp.pl/stopa/2010/03/29/karol-stopa-koniec-bajek/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Wyrok australijskiego sądu, jaki właśnie w tej sprawie zapadł, to dopiero początek zmartwień gracza z pierwszej setki rankingu ATP. Amerykaninowi w najlepszym wypadku grozi kara dwuletniej dyskwalifikacji. Andy Roddick zażądał już dla kolegi dożywocia. – Nie ma u nas miejsca dla takich jak on – usłyszeli dziennikarze podczas turnieju w Miami od gracza nr 1 w USA.
Przypadek Odesnika zaintrygował specjalistów od wykrywania dopingu, a tenisowych ekspertów zaciekawiła wiadomość o trenerze Amerykanina. Od pewnego czasu był nim Guillermo Canas – Argentyńczyk, który pięć lat temu przyłapany został na niedozwolonym wspomaganiu i odsunięty potem od gry na 15 miesięcy.
Jak w każdej dopingowej historii odnoszącej się do znanego sportowca zewsząd słychać teraz solenne zapewnienia. Dominują zdziwienie i zaskoczenie, Canas mówi, że dopiero w marcowy poranek dowiedział się z radia, co jego podopiecznego spotkało dwa dni po sylwestrze. Koledzy z klubu twierdzą, że Wayne był fajnym kumplem, ale naprawdę to bliżej go jednak nie znali. Andy Roddick, Sam Querrey i James Blake zgodnie podkreślają, że problemu wspomagania w męskim tenisie na pewno nie ma, a historia Odesnika to przypadek. – Jak z tym sympatycznym sąsiadem, którego spotykasz na swoim piętrze. A potem któregoś dnia się dowiadujesz, że była u niego policja – tłumaczy jeden z nich.
Pod koniec sezonu 2005 w tenisowym światku głośno było o 16-letniej Sesil Karatanczewej. Środowisko szepcze do dziś, że dopingowa wpadka Bułgarki zaczęła się w chwili, gdy jej ojciec „zapomniał” się rozliczyć ze znaną agencją menedżerską. Po kilku ponagleniach, a potem groźbie przysłania lotnej brygady, do domu zastukali kontrolerzy. Ponoć zachowywali się jak ludzie, którzy wiedzieli, czego szukają i co mają wykryć.