Międzynarodowa Federacja Samochodowa od kilku dni zajmuje się rasistowskimi wybrykami hiszpańskich widzów podczas niedawnych testów w Barcelonie. Świat obiegły wtedy zdjęcia czterech młodzieńców w perukach afro i z twarzami wysmarowanymi pastą do butów, niczym Murzyn z serialu Alternatywy 4.
– Był karnawał, chcieliśmy się przebrać i pożartować trochę z ojca Hamiltona, który jest widoczny na każdym wyścigu – wyjaśnia Toni Calderon, jeden z czterech młodzieńców w koszulkach z napisem „Rodzina Hamiltona”. – Nie mieliśmy zamiaru szydzić z nikogo ze względu na kolor skóry – dodaje. Ochrona nie dość, że wpuściła ich na tor, to jeszcze śmiała się z przebrań, myśląc, że patrzy na oddanych fanów Hamiltona.
Żart był w bardzo złym guście, a do tego trafił na owładniętych manią poprawności politycznej Brytyjczyków. Minister sportu Gerry Sutcliffe zapowiedział złożenie oficjalnego protestu, a hiszpańska federacja sportów samochodowych potępiła incydent z Barcelony.
Brytyjska prasa ma z hiszpańskimi kibicami na pieńku po rasistowskich zachowaniach podczas meczu piłkarzy Hiszpania – Anglia. Teraz nie zostawiła na nich suchej nitki, utożsamiając wszystkich wspierających Fernando Alonso z rasistami. Nawet kierowcy uważają, że to przesada, bo źle zachowywała się tylko nieliczna grupa, poza tym obraźliwe okrzyki lub gesty w stronę kierowców – choćby wyciągnięte w górę środkowe palce – zdarzają się i w innych krajach.
– Na torze w Barcelonie słychać było i gwizdy i oklaski, zależy kto akurat przejeżdżał – mówi Robert Kubica. – Trochę to wszystko jest rozdmuchane, na pewno byłoby milej, gdyby były same oklaski, ale nie można zmuszać ludzi żeby kibicowali każdemu kierowcy – dodaje. Całe zajście bagatelizuje także Felipe Massa: – To wojna pomiędzy prasą hiszpańską a brytyjską – uważa Brazylijczyk.