Zawody przejdą do kronik także dlatego, że Serb Milorad Cavić wyszedł na finał 50 m motylkiem z silną potrzebą manifestacji politycznej. Miał na sobie czerwony podkoszulek z białym napisem „Kosowo to Serbia”. Kto znał cyrylicę, przeczytał, nawet z daleka. Ciąg dalszy nastąpił po efektownym zwycięstwie i poprawieniu własnego rekordu Europy z półfinału. Na podium Cavić nie tylko włożył podkoszulek z hasłem, ale jeszcze wzmocnił efekt propagandowy, owinąwszy się wielką serbską flagą.
Cavić urodził się w USA, w mieście Anaheim. Jego rodzice uciekli z Serbii parę miesięcy przed narodzinami syna. Cała rodzina ma podwójne obywatelstwo. Do pływania zachęcił go ojciec. Chłopaka odkrył w Kalifornii znany trener sprinterów Mike Bottom i zobaczywszy jego talent, namówił do studiowania i treningów w barwach uniwersytetu Berkeley. Krótko mówiąc, Cavić został także kolegą Polaka Bartosza Kizierowskiego. O młodym Serbie było głośno nie tylko dlatego, że szybko pływał, ale także z powodu przyjaźni ponad podziałami z innym świetnym pływakiem Bottoma Duje Draganją z Chorwacji.
Tę parę przedstawiano przed czterema laty jako wzór, amerykańskie gazety cytowały Cavicia: „Nigdy nie osądzaliśmy się wzajemnie na podstawie opinii krajów, które reprezentujemy, nasze rodziny się spotykają, próbujemy z całych sił trzymać politykę z dala od sportu”. W środę wieczorem Milorad Cavić przestał próbować.
Sport wrócił na pierwszy plan w wyścigu mężczyzn na 100 m st. klasycznym. Norweg Alexander Dale Oen o 0,02 s wyprzedził Francuza Huguesa Duboscqa, poprawił rekord Europy.
Eliminacje 200 m kraulem przyniosły sensację. Legenda holenderskiego pływania, czterokrotny mistrz świata Pieter van den Hoogenband zajął dopiero 20. miejsce (1.49,99). Według menedżera ekipy jest chory i może już nie wystartować. W tej samej konkurencji Łukasz Gąsior wszedł do finału.