Nie wypuścił okazji z rąk, a kluczowe okazały się okrążenia poprzedzające jego drugie tankowanie. Musiał zwiększyć przewagę nad Nickiem Heidfeldem o ponad 15 sekund, na dystansie zaledwie ośmiu okrążeń. – Przyjąłem – tak Kubica skwitował polecenie swojego inżyniera wyścigowego Antonio Cuquerelli. Jechał rewelacyjnym tempem, oddalając się od kolegi z zespołu o dwie – trzy sekundy na okrążeniu.

Wcześniej zasygnalizował zespołowi przez radio, żeby w drugim komplecie ogumienia – tym, na którym wywalczył bezpieczną przewagę nad Heidfeldem – obniżono nieco ciśnienie.

W ten sposób uniknął problemów z przegrzewającymi się tylnymi oponami. Przed laty podobnie rewelacyjnym tempem w kluczowych momentach wyścigów potrafił jeździć siedmiokrotny mistrz świata Michael Schumacher. Dziesięć lat temu na Hungaroringu także miał do wykonania jedno tankowanie więcej niż najgroźniejsi rywale, kierowcy McLarena Mika Hakkinen i David Coulthard. Polecenie swojego inżyniera wyścigowego skwitował lakonicznym „OK” i podkręcił tempo tak, że po ostatnim tankowaniu wyjechał na tor na czele. Schumacher, nawet wygrywając 80. wyścig w karierze (zwyciężał 91 razy), skakał po podium, pokazując całemu światu swoje szczęście. Fernando Alonso po wygranych demonstrował szalone pantomimy, stojąc na dziobie swojej wyścigówki. Tymczasem Kubica cieszy się bardziej w stylu Kimiego Raikkonena – delikatny uśmiech, uścisk dłoni czy poklepanie rywala po plecach. Radość zostaje wewnątrz i widać to także w zachowaniu, nawet po odniesieniu życiowego sukcesu. Kiedy przed pięciu laty zwyciężył w swoim pierwszym starcie w Formule 3, po wyścigu wsiadł z ojcem do samochodu i pojechał do domu. Po pierwszym podium w Formule 1, w 2006 roku na torze Monza, także nie było hucznego świętowania – znów samochód i powrót do domu.

Nie inaczej było w Kanadzie. Dwie godziny po zejściu z podium Kubica zasiadł za kierownicą BMW X5 i pojechał prosto na lotnisko. Sukces sukcesem, ale na zabawę Robert nie ma ani czasu, ani ochoty. Po paru dniach wyciszenia musi wracać do pracy – w czwartek i piątek są testy w Barcelonie, a w sobotę na krótko przylatuje do Warszawy pojeździć wyścigówką w Pit Lane Park na Bemowie. Wyścigi to dla Kubicy całe życie. Nie ma w nim miejsca na świętowanie – zwłaszcza w takim momencie kariery, gdy jest jeszcze tyle do zrobienia.