Reklama

Dyktatura futbolu, czyli kufel w godle

Przez Polskę przetacza się tajfun piłkarskiej manii, której ofiarami padają najczęściej kobiety. One jednak wychodzą z tej nawałnicy niemal bez szwanku, z niegroźnymi objawami znużenia.

Aktualizacja: 10.06.2008 09:00 Publikacja: 10.06.2008 05:19

Na osiem koleżanek, które pytałam, czy obejrzą mecz Polska – Niemcy, sześć odpowiedziało negatywnie. Tylko jedna zasiadła do niego z radością, druga zadeklarowała, że jakoś to przetrzyma, przysypiając, i sześć razy zapyta narzeczonego, czy na pewno grają nasi, a jeśli tak, to w jakich koszulkach. Najbardziej zaciekła przeciwniczka piłki powiedziała mi: – Ten sport jest beznadziejnie nudny i pozbawiony sensu. Wolę wziąć długą kąpiel.

Ja też mam powody, by uważać ten czas za przekleństwo. Poprzednie mistrzostwa Europy spaprały mi randkę, na którą jechałam 400 kilometrów. Wieczór przerodził się w przymusowe oglądanie meczu, awanturę i gwałtowny koniec znajomości. Tydzień później byłam gościem na weselu, na którym orkiestra grała dla pustej sali – wszyscy stali w korytarzu wgapieni w telewizor.

Ale nie żywię wstrętu do futbolu. Wiem, że może być źródłem wielkich emocji, wcale niezarezerwowanych dla panów. W dzieciństwie graliśmy w nogę na podwórku, chłopcy z dziewczynami. Bywałam nawet kapitanem, zasmakowałam satysfakcji po strzelonym golu. Pamiętam też ból porażki i zdartych na asfalcie kolan smarowanych gencjaną. Tyle że wspomnienia rozpalonych policzków, gry zespołowej i dobrej zabawy nijak nie pasują do tego, z czym dzisiaj kojarzy mi się zawodowy futbol.

To sfera zagarnięta przez męskich mężczyzn, ich ambicje, ich agresję, ich łapówki. O mistrzostwach dowiedziałam się, mimo że stronię od piłkarskiego świata. Zatykane na samochodach i balkonowych poręczach flagi dały mi znać, że nastał czas pseudopatriotyzmu i rządów piwnych. Dopóki polska drużyna nie odpadnie z rozgrywek, będziemy mieć w godle kufel, a orzeł pozostanie nadęty, jak po zastrzykach z mieszanki sterydów i narodowej dumy. Nasz los znów jest w rękach jednego człowieka, o ironio – Holendra. Nasi piłkarze, których nazwisk nie pamiętam, nasi rozśpiewani i podchmieleni kibice ubrani w biało-czerwone czapki oraz podnieceni komentatorzy, którzy nie opanowali poprawnej polszczyzny, przejmują teraz kluczowe role – niosą sztandar ku zwycięstwu, w imieniu nas wszystkich.

Bardzo panom dziękuję, ale takiej reprezentacji nie chcę. Gdyby nie wasze wojenne hasła, mogłabym się naprawdę cieszyć i swoją polskością, i futbolem. Mecz z Niemcami obejrzałam w tym roku w gnieździe waszego wroga – Berlinie. Tam, w kawiarnianych ogródkach, tureckich barach i sklepach spożywczych futbol oglądają wszyscy: dziewczyny, ich mężowie, mamy z dziećmi. Nad miastem nie unosi się chmura testosteronu, sukces i porażkę może przeżyć każdy.

Reklama
Reklama

Niemcy wygrywają podwójnie, bo naprawdę są razem – na murawie i przed telewizorami.

Sport
Wyróżnienie dla naszego kolegi. Janusz Pindera najlepszym dziennikarzem sportowym
Sport
Klaudia Zwolińska przerzuca tony na siłowni. Jak do sezonu przygotowuje się wicemistrzyni olimpijska
Olimpizm
Hanna Wawrowska doceniona. Polska kolebką sportowego ducha
warszawa
Ośrodek Nowa Skra w pigułce. Miasto odpowiada na pytania dotyczące inwestycji
Sport
Liga Mistrzów. Barcelona – PSG: obrońcy trofeum wygrali rzutem na taśmę
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama