Rosyjscy kibice ze swoim gigantycznym portretem Piotra Wielkiego, jeszcze większą flagą z orłem i hymnem śpiewanym tak, że dreszcze przechodzą po plecach, na pewno zrozumieją, że tym razem patriotyczna demonstracja nie będzie na początku meczu najważniejsza.
Pierwsze minuty mają być holenderskim pokazem solidarności z Khalidem Boulahrouzem: piłkarze Marco van Bastena zagrają z czarnymi opaskami, kibice mają odśpiewać „You’ll never walk alone”. Holenderski obrońca, jeden z najlepszych w turnieju, powiedział trenerowi, że mimo śmierci przedwcześnie urodzonej córeczki chce być w składzie na mecz z Rosją. Van Basten jeszcze nie zdecydował, czy się na to zgodzi.
Od środy rozdyskutowani wcześniej holenderscy piłkarze starają się unikać dziennikarzy. To, co się stało, mogłoby rozbić każdą drużynę, a co dopiero zespół młodych ojców biorących dzieci na ręce po każdym zwycięstwie w turnieju. Nawet ostatnią konferencję prasową przed meczem Holendrzy zorganizowali o 21, gdy trwał już mecz Chorwacji z Turcją. Najbliżsi przyjaciele, Nigel de Jong i Robin van Persie, niemal cały czas byli z Boulahrouzem. Wiadomo, komu zespół zadedykuje zwycięstwo. – Mam nadzieję, że to, co się stało, jeszcze bardziej nas zjednoczy – mówi van Basten. Ćwierćfinały zaczęły się od niespodzianki, po wyeliminowaniu Portugalii teraz wszyscy będą patrzeć, jak poradzi sobie największy faworyt. Trener jest spokojny. – Jakoś poradzimy sobie z presją. W rosyjskiej kadrze nastroje są zupełnie inne. Guus Hiddink nie musi mówić, że cieszy się na mecz z Holendrami. To widać. Na konferencji prasowej w Bazylei siedział w ciemnopomarańczowej koszulce rosyjskiej drużyny i nie przepuścił żadnej okazji do żartu, zagadywał dziennikarzy. Podkreślał, że jest dumny z holenderskiej drużyny i ze swojej ojczyzny, ale kilku szpilek rodakom nie oszczędził. – Mamy w Holandii ciągłe dyskusje dziennikarzy z trenerami, czy wolno odchodzić od ustawienia 4-3-3. Wniosek jest taki, że nie, ale u nas jest dużo gazet, więc każdy może pisać, co chce. Ja nie przywiązuję się do cyferek, patrzę na to, jakich mam piłkarzy – mówił. Nie obiecywał zwycięstwa wprost, ale powiedział, że marzy mu się, by zostać zdrajcą roku w Holandii. Gdy dobiegał końca kwadrans, podczas którego dziennikarze mogą oglądać trening, zaczęło się kolejne przedstawienie. – Halo, panowie! – krzyczał, pokazując, że już pora wyjść. – UEFA, róbcie, co do was należy!
Hiddink nic w sobotę nie ryzykuje. Swój cel już w mistrzostwach osiągnął, gra przeciw drużynie, którą świetnie zna, jego piłkarze pokazali w meczu ze Szwecją, że przyspieszony kurs nowoczesnego, szybkiego futbolu zarządzony przez Holendra zaczyna przynosić efekty.
– Oczywiście, że nie zbudujemy w krótkim czasie tego, co Holandia tworzyła przez lata, ale myślę, że możemy dać widzom ładne przedstawienie.