Z zachwytami nad odrodzeniem rosyjskiego futbolu trzeba było po meczu w Bazylei uważać. – Rewolucja, jaka rewolucja? To zwykła ciężka praca, Rosja bogaci się i rośnie w siłę nie tylko w sporcie. Czy nasz niedawny tytuł mistrza świata w hokeju też tłumaczycie tym, że przyszedł Roman Abramowicz i sypnął pieniędzmi? – oburzał się jeden z wysłanników rosyjskiej telewizji, dotknięty pytaniem o rolę właściciela Chelsea w sukcesach reprezentacji.
– Nie ma żadnego projektu Abramowicza. Plan stworzył rząd i nie ma w nim nic wyjątkowego. To chyba normalne, że państwo buduje boiska, żeby dzieci grały w piłkę, a nie uciekały w narkotyki?
Rosjanie podziwiają Abramowicza, doceniają, że z jego fortuny korzysta nie tylko Chelsea, ale też CSKA Moskwa i kadra, ale są już zmęczeni słuchaniem o dobrym wujku z Londynu, który miał kaprys wyciągnąć rodzimy futbol z zapaści.
– Pieniądze na szkolenie młodzieży daje państwo, a skąd ono te pieniądze bierze, my nie musimy wiedzieć. Chcecie zrobić z Abramowicza bohatera bulwarowej prasy, a to jest cichy profesjonalista. We wszystkim, co robi, zawsze otacza się najlepszymi specjalistami na świecie. Dlatego gdy szukał trenera dla reprezentacji, wybrał Guusa Hiddinka – tłumaczy jeden z nich.
Siergiej Karolew z portalu Championat.ru już nie jest tak kategoryczny. – To prawda, że do odbudowy naszego futbolu wziął się rząd, jednak Abramowicz też odgrywa ważną rolę. Założył fundację Narodowa Akademia Futbolu. Ona płaci pensję i premie Guusowi Hiddinkowi, ale to tylko część działalności. Finansuje też budowę boisk, opłaca trenerów młodzieży, poszukiwaczy talentów, wysyła ich na staże – mówi Karolew.