Berlin będzie dzisiaj jeszcze bardziej czerwony od flag niż podczas poprzednich tureckich meczów w Euro 2008. Pod Bramą Brandenburską, gdzie Niemcy świętowali dwa lata temu kolejne zwycięstwa reprezentacji w mundialu, staną obok siebie kibice obu drużyn.
Wielu Turków, którzy od pół wieku przyjeżdżają do Berlina i Zagłębia Ruhry w poszukiwaniu lepszego życia, uważa się już w części za Niemców. Ich dzieci tym bardziej, jednak w obecnej niemieckiej kadrze nie ma żadnego z nich. Kiedyś grali dla niej Mehmet Scholl i Mustapha Dogan, niedawno Malik Fathi. Następni chętni są w niemieckiej młodzieżówce, ale przybywa też piłkarzy, którzy uważają, że z Gelsenkirchen, Berlina, Dortmundu bliżej im jednak do Stambułu. Tak jak bracia Altintopowie czy Hakan Balta – wychowany w Berlinie, dziś grający w Galatasaray.
Polacy znają podobne dylematy, ale więzi, jakie łączą turecki futbol z niemieckim, są nieporównanie silniejsze. Swojego trenera z czasów gry w Galatasaray Juppa Derwalla Fatih Terim nazywa drugim ojcem. U boku innego Niemca Seppa Piontka Terim zaczynał pracę z reprezentacją. Joachim Löw podczas swoich podróży po Europie w poszukiwaniu pracy trafił na krótko do Fenerbahce Stambuł i Adanasporu.
Obie strony wiedzą o sobie wszystko. Hamit Altintop gra w Bayernie z pięcioma reprezentantami Niemiec – Miroslavem Klose, Lukasem Podolskim, Philippem Lahmem, Marcellem Jansenem, Bastianem Schweinsteigerem – i w ostatnich dniach robił kolegom wykłady na temat: jak ich pokonać.
To na pewno lepsze niż zastanawianie się, co może osiągnąć w półfinale mistrzostw drużyna, w której po kontuzjach i dyskwalifikacjach zostało tylko piętnastu zdolnych do gry piłkarzy. Albo czternastu, jeśli Emre Belozoglu nie zdąży dojść do siebie.