W Rosji uwielbienie dla piłkarzy przybrało formy nacjonalistyczne. Kiedyś Piotr I jeździł do holenderskich stoczni, dzisiaj stać nas na sprowadzenie Holendra. Na wszystko nas stać, bo wszystko możemy kupić.
Buta i pycha widoczne były w każdym miejscu, gdzie podczas Euro pojawiali się rosyjscy kibice. Przyjeżdżali najdroższymi samochodami, wykupywali najlepsze hotele i restauracje, ich platynowe kobiety szpanowały na ulicach Salzburga i Wiednia z wypchanymi torbami reklamowymi znanych firm kosmetycznych, jubilerskich czy odzieżowych. Byli najgłośniejsi, najbardziej widoczni, a ci prości – jednocześnie najbardziej pijani i czasami agresywni.
Mam wrażenie, że to poczucie wyższości przeniosło się na boisko. Rosyjscy piłkarze uwierzyli, że są najlepsi, zaczęli liczyć pieniądze, których jeszcze nie zarobili i rozważać warunki kontraktów, których jeszcze nie podpisali.
Andriej Arszawin jest bardzo dobrym piłkarzem, ale jeśli będzie ćwiczył jedynie sprawność nóg, a zapomni o głowie, to może nie być lepszym.
Guus Hiddink chyba nie bardzo wierzył w sukces, bo trzeciej zmiany już nie zrobił. Nie wiadomo, czy te nowo narodzone rosyjskie dzieci, którym dano na imię Guus, przy nim zostaną.