Jak to zwykle bywa w przypadku zawodów na wąskim i krętym Hungaroringu, w wyścigu brakowało efektownych manewrów wyprzedzania. Kierowcy zamieniali się pozycjami praktycznie tylko podczas wizyt w boksach, lecz mimo tego w jedenastym wyścigu sezonu emocji nie zabrakło.
Swoje ogromne dramaty przeżyli dwaj faworyci: zwycięzca dwóch poprzednich Grand Prix i lider klasyfikacji mistrzowskiej Lewis Hamilton oraz prowadzący przez prawie cały wyścig Felipe Massa z Ferrari. Brazylijczyk wystrzelił ze startu jak z procy, na pierwszych metrach poradził sobie z Kovalainenem i w pierwszy zakręt wpadł bok w bok z ruszającym z pole position Hamiltonem. Odważnym manewrem wyprzedził kierowcę McLarena i wydawało się, że bez problemów dowiezie pierwsze miejsce do mety. Wyprzedzanie na Hungaroringu jest praktycznie niemożliwe, stąd też szanse Hamiltona na odzyskanie pierwszego miejsca wyglądały mizernie.
Anglik przegrał wyścig w pierwszym zakręcie, a na domiar złego, próbując gonić Massę, na początku 40. okrążenia zbyt mocno przyhamował przed jednym z łuków. Lewa przednia opona w jego McLarenie nie wytrzymała obciążenia i wicemistrz świata musiał przejechać prawie całe okrążenie, aby dotrzeć na stanowisko serwisowe. Stracił przez to szanse na finisz na podium.
Massa był w komfortowej sytuacji – po przygodzie Hamiltona miał ponad 20 sekund przewagi nad Kovalainenem. Brazylijczyk zwolnił tempo, ale bezpiecznie kontrolował swoją przewagę. Dramat wydarzył się zaledwie trzy okrążenia przed metą. Na prostej startowej z czerwonego Ferrari nagle wystrzeliła chmura dymu. Massie nie pozostało nic innego, jak zjechać na bok, rozpiąć pasy i pożegnać się z marzeniami o kolejnym zwycięstwie, które dałoby mu prowadzenie w klasyfikacji. Do szczęścia zabrakło zaledwie 13 kilometrów.
Prezent od losu wykorzystał Heikki Kovalainen. Drugi kierowca McLarena po raz pierwszy w karierze stanął na najwyższym stopniu podium i został setnym kierowcą w historii wyścigowych mistrzostw świata, który ma na koncie zwycięstwo w wyścigu Grand Prix.