Reklama
Rozwiń

O dwóch takich, co zaciskają zęby z bólu

Szymon Kołecki i Marcin Dołęga. Polscy rekordziści świata zakładają na sztangę coraz większe ciężary. Pomimo kontuzji zapowiadają walkę o olimpijskie medale

Publikacja: 05.08.2008 02:30

O dwóch takich, co zaciskają zęby z bólu

Foto: Rzeczpospolita

Kołecki nie lubi się skarżyć. O bólu, który od lat towarzyszy mu w zmaganiach ze sztangą, też nie widzi sensu mówić. – Jak przychodzą wielkie ciężary, to i ból się pojawia. Wystarczy pierwszy nienaturalny ruch na pomoście, ale to normalne – odpowiada krótko na pytanie.

Nauczył się z tym żyć. Całe lata walczył z bólem kręgosłupa, więc poddał się operacji, bo istniał cień nadziei, że powrót na pomost będzie możliwy. I znów wygrywał jak za dawnych lat. Mistrzostwa Europy we Władysławowie, Strasburgu i Lignano Sabbiadoro. Mistrzostwa świata w Santo Domingo skończył na drugim miejscu, a w Chiang Mai na trzecim. Uwierzył, że może poprawiać rekordy i wygrać w Pekinie.

Kilka miesięcy temu, przed wyjazdem na mistrzostwa Europy do Włoch, przyznał, że niepokoi go dotkliwy ból kolana. – Na operację jest już za późno. Muszę dotrwać do igrzysk, ale nie wiem, czy kolano wytrzyma – zastanawiał się głośno. Cały czas trenuje z blokadą, asekuruje obolałą nogę. Bez asekuracji dźwiga rzadko.

Zygmunt Smalcerz, ostatni polski mistrz olimpijski w tej dyscyplinie (Monachium 1972), trener kadry ciężarowców, o Kołeckim mówi w samych superlatywach. – Zawodowiec w każdym calu. O treningu i prawidłowym odżywianiu wie wszystko. Czasami tylko szarżuje, ponosi go temperament wojownika, bo nie znosi przegrywać. Jestem więc po to, by go hamować. On wciąż myśli, że jest niezniszczalny, że wytrzyma wszystko. A ja wiem, że nikt nie jest z żelaza. Nawet Szymek.

Podczas treningów w Spale kolano doskwierało bardziej niż zwykle, pojawił się ból szyi, dolegała też świeża rana na dłoni, ślad po zerwanym odcisku. Pytany o samopoczucie, Kołecki bagatelizował dolegliwości, ale taki był również wówczas, gdy przed operacją kręgosłupa nie mógł się schylić i zawiązać sznurowadeł.

Wie, że kilkanaście dni przed olimpijskim startem jest bez formy. I nawet nie wie, na jaki wynik go stać. Najbliższy tydzień będzie dla niego bardzo ważny. Spróbuje zaatakować większe ciężary, przekona się, jak zareaguje organizm. – On ma swoje sprawdzone metody. Wierzy w nie. A ja wierzę w niego – mówi Smalcerz, który nie chce myśleć o czarnym scenariuszu. – Byłem i jestem optymistą. Jak zajdzie taka potrzeba, będzie dźwigał nawet na jednej nodze – twierdzi mistrz olimpijski z Monachium.

W domu Kołecki nie był od maja. Od miesiąca nie widział się z rodziną. – Potrzebuję spokoju. Muszę być skoncentrowany tylko na pracy. Jest pedantem, dba o każdy szczegół. O ilość węglowodanów na talerzu, o procentową zawartość tkanki tłuszczowej w organizmie, o dobry, zdrowy sen. Do Pekinu poleci przez Kijów, bo wymógł na działaczach, że podróż na igrzyska odbędzie w klasie biznes. Przy jego obolałym kręgosłupie to nie fanaberia rozkapryszonego gwiazdora. W październiku skończy dopiero 27 lat, a wydaje się, że dźwiga od zawsze. W 1998 roku wygrał w Sofii mistrzostwa Europy juniorów, rok później w Atenach był już wicemistrzem świata seniorów. Szczupły, wysoki, nie wygląda na ciężarowca. Dopiero gdy błyskawicznie wchodzi pod sztangę ważącą prawie ćwierć tony, widać siłę. Przed igrzyskami w Sydney był faworytem. Do niego należał rekord świata w podrzucie (232,5 kg), to on, niespełna dziewiętnastoletni chłopak, wyrównał najlepszy wynik w dwuboju (412,5 kg) należący do legendarnego Gruzina, wtedy już Greka, Akaksiosa Kakashvilisa.

Kołecki od dawna nie wraca do tego, co wydarzyło się w Australii. Mógł zdobyć złoty medal jedną ręką, bo Kakashvilis doznał kontuzji, ale splot dziwnych zdarzeń sprawił, że wrócił ze srebrem. Na podium zdjął go z szyi, nie mógł się pogodzić z porażką. Był przekonany, że kolejne igrzyska będą już należały do niego.

Ale los chciał inaczej. Do Aten nie pojechał, zawirowania obok pomostu i schorowany kręgosłup nie pozwoliły, by w Grecji walczył o kolejny medal. Dlatego teraz jest tak zdeterminowany, goni uciekający czas, by nie stracić kolejnej szansy. Jest przekonany, że nawet bez formy wyrwie 175 kg i podrzuci 220 kg. Ale wie, że taki wynik nie wystarczy, by stanąć na podium.

Mocnych rywali jest kilku: Kazach Ilia Ilin, Azer Nizami Paszajew i Rosjanie, Chadzimurad Akajew i Roman Konstantynow. Kołecki twierdzi, że nie interesuje go, ile oni dźwigają.

– Jeśli odnajdę formę, to nie będę się musiał na nich oglądać – mówi w swoim stylu, ale w jego głosie nie słychać już tego pogardliwego tonu, jak przed laty. Wydoroślał, dostał od życia kilka kopniaków i zrozumiał, że czasami trzeba zachować dystans i trochę pokory.

– Zdobyć medal będzie trudno. Nie powinno być dużej różnicy między złotem i brązem. To będzie wyrównana walka – odpowiada pytany o prognozy, ale o spodziewanych wynikach nie chce mówić. Ma swoje problemy i zmartwienia, z którymi musi się najpierw uporać.

Trener Smalcerz uważa, że jeśli Kołecki odzyska świeżość, wróci też szybkość. A wtedy 400 kilogramów w dwuboju jest realne. – Może nawet więcej. Ma czucie sztangi jak mało kto. Może wyrwać 180 kg i podrzucić 227 kg. On chce nawet 230 kg. Jak zawsze odważny w decyzjach i w walce, ale nie szalony. Na pewno się nie podda. Zrobi wszystko, na co go stać.

Jeszcze kilka tygodni temu, gdy Marcin Dołęga wygrywał mistrzostwa Polski w Zakliczynie, pisano, że mamy już jednego pewnego kandydata do olimpijskiego złota. Wyrwał wtedy 201 kg i podrzucił 235 kg, o 11 kg więcej niż mistrz olimpijski z Aten.

Dołęga jeszcze kilka tygodni temu, przed kontuzją, uchodził za pewnego kandydata do złota

Startował wprawdzie w kategorii ciężkiej, ale miał niewielką nadwagę, zaledwie półtora kilograma. – Wystarczą, dwa, trzy treningi i po sprawie. Waga nie jest problemem, on tkwi gdzie indziej – mówi Dołęga.

Wciąż nie wie jednak, na co go stać. Wysięk w lewym kolanie pojawił się podczas zgrupowania w Cetniewie. – To przerost błony maziowej. Z bólem wiąże się niepokój, który nie pozwala spokojnie trenować. W ubiegłym roku najpierw miałem operowane prawo kolano, później lewe. Ból odezwał się znów w lewym.

Kiedy w ubiegłym roku podczas mistrzostw świata w Tajlandii spalił rwanie, mówiono złośliwie, że nie ma głowy do wygrywania. Sądzono, że co jak co, ale w swoim koronnym boju na pewno sobie poradzi.

– To nie miało nic wspólnego z głową. Nie spaliłem się, tylko zwyczajnie nie mogłem wyrwać sztangi, bo miałem zerwany odcisk na dłoni. To typowa kontuzja ciężarowca, bardzo nieprzyjemna, bo nie pozwala skutecznie chwycić sztangi.

Urazy kolan, barków, łokci czy kręgosłupa to też choroby zawodowe siłaczy. – Długo mnie omijały, ale wreszcie dopadły, gdy byłem już na finiszu przygotowań olimpijskich. Zabrakło czasu na operację, musiałem zacisnąć zęby z bólu i dalej trenować, ale nie tak intensywnie, jak gdybym był zdrowy – mówi o swoich problemach.

Codzienne wizyty w Łodzi, gdzie lekarz kadry ciężarowców aplikował mu w swojej prywatnej klinice kolejne zabiegi, wyciągając z kolana zbierający się płyn, były wyczerpujące. Rodziły się wątpliwości, czy zdąży.

– Wierzę, że z dnia na dzień będzie lepiej – mówi doktor Marek Krochmalski. – Dołęga cierpi na dość typową przypadłość wynikającą z przeciążeń – rozmiękanie chrząstki w stawie kolanowym. Wystarczy, żeby przestał na jakiś czas dźwigać i wszystko wróci do normy. Ale on ma przecież za dwa tygodnie walczyć o medal w Pekinie. Na szczęście wysięku już nie ma, są więc podstawy do optymizmu. Doktor Krochmalski pytany o przyszłość obu siłaczy – Kołeckiego i Dołęgi – nie ma wątpliwości. Po igrzyskach będą zmuszeni poddać się operacji.

Na razie jednak Dołęga czeka na sprawdzian, który wiele wyjaśni. Jeśli wyrwie 190 kg i podrzuci 210 kg w pierwszych podejściach, to będzie sygnał, że jest lepiej, niż myśli. Uwierzy, że jeszcze jest szansa na dobry wynik w Pekinie.

Wysoki, proporcjonalnie zbudowany, od początku kariery imponował znakomitym rwaniem, w odróżnieniu od starszego brata Roberta, który ma znacznie lepszy podrzut. – Decyduje budowa ciała, specyficzne predyspozycje, które jednemu pozwalają rwać rekordowe ciężary, a drugiemu je podrzucać – tłumaczy Marcin. Najmłodszy z braci, Daniel, też jest typem rwacza, więc można powiedzieć, że wrodził się w Marcina.

W kategorii do 105 kg nie brakuje wybitnych zawodników, którzy są w stanie bić rekordy świata. Chociażby Andriej Armanau, ubiegłoroczny mistrz świata z Chiang Mai. Białorusin był jeszcze juniorem, gdy zdobył złoty medal mistrzostw seniorów.

Kołecki wciąż myśli, że jest niezniszczalny, że wytrzyma wszystko. Muszę go hamowaćZygmunt Smalcerz trener kadry

– W tym roku zdobył Puchar Białorusi, rwąc 200 kg i podrzucając 240 kg – mówi z nieukrywanym podziwem Dołęga. Gdyby powtórzył taki wynik w Pekinie, pobiłby trzy rekordy świata (rwanie, podrzut, dwubój) i byłby chyba poza zasięgiem rywali.

– To niesamowite, bo w jego mięśniach nie widać tak ogromnej siły. Aż nie chce mi się wierzyć, że może tyle podnieść na igrzyskach – twierdzi Smalcerz.

A przecież jeszcze są dwaj Rosjanie – Dmitrij Kłokow i Dmitrij Łapikow. Ciężary, jakie podnoszą przed igrzyskami, też budzą emocje. – Muszą być bardzo silni, jeśli Dawid Rigert (trener Rosjan) dubluje kategorie 94 i 105 kg. On nie blefuje – mówi o swoim koledze po fachu Smalcerz.– Nie myślę o tych wynikach, nie warto zaprzątać sobie tym głowy. Nie wiem przecież, jakie okoliczności były z tym związane – uspokaja sam siebie Dołęga.

W Pekinie ciężarowcy muszą być tydzień przed zawodami. Będą badani (mocz i krew), czy nie korzystali z dopingu. – Jestem spokojny. Badano mnie ostatnio już cztery razy. Wszystko jest w porządku – mówi Dołęga, a potwierdza to trener Smalcerz.

Na pytanie, ile Dołęga podniesie w walce o medal, mistrz olimpijski z Monachium trochę się zastanawia i mówi: – Wyrwie około 200 kg. I podrzuci 230. To powinno wystarczyć, by stanąć na podium.

Polski Związek Podnoszenia Ciężarów

Kołecki nie lubi się skarżyć. O bólu, który od lat towarzyszy mu w zmaganiach ze sztangą, też nie widzi sensu mówić. – Jak przychodzą wielkie ciężary, to i ból się pojawia. Wystarczy pierwszy nienaturalny ruch na pomoście, ale to normalne – odpowiada krótko na pytanie.

Nauczył się z tym żyć. Całe lata walczył z bólem kręgosłupa, więc poddał się operacji, bo istniał cień nadziei, że powrót na pomost będzie możliwy. I znów wygrywał jak za dawnych lat. Mistrzostwa Europy we Władysławowie, Strasburgu i Lignano Sabbiadoro. Mistrzostwa świata w Santo Domingo skończył na drugim miejscu, a w Chiang Mai na trzecim. Uwierzył, że może poprawiać rekordy i wygrać w Pekinie.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku