Dołęga po konkursie podnoszenia ciężarów nie chciał rozmawiać. Był wściekły: uciekł medal, emerytura olimpijska, a z nimi szansa na udowodnienie, że jednak jest mocny psychicznie. Po ostatnich mistrzostwach świata, w których spalił wszystkie próby, różnie na ten temat mówiono.
W Pekinie licytował wysoko. I przed rwaniem i podrzutem wpisał przy swoim nazwisku poważne ciężary. W pierwszym boju 200 kg, czyli o jeden więcej od własnego rekordu świata, w drugim 230. To miało zrobić wrażenie na rywalach. Potem się okazało, że nawet takie ciężary nie zapewniłyby mu złotego medalu. Białorusin Aramnau zabrał Polakowi rekord w rwaniu, podnosząc 200 kg, w podrzucie dołożył 236.
Dołęga jeszcze przed wyjściem na pomost zmienił taktykę. 195 kg zamiast 200 w pierwszej próbie, w drugiej części zawodów zamiast 230 – 225. Podniósł obydwa ciężary, ale to były jego jedyne udane podejścia. W rwaniu nie poradził sobie najpierw z 200 kg, potem z 201. Schodził wówczas z pomostu przy dźwiękach „Szła dzieweczka do laseczka” – widać organizatorzy też uwierzyli w zapowiedzi, że to Polak będzie tu głównym bohaterem. W podrzucie Dołęga ugiął się dwa razy pod ciężarem 228 kg, ale wówczas wciąż miał medal. Srebrny, bo mistrz świata Aramnau podnosił sztangę swobodnie nawet gdy było na niej 236 kg.
Polak musiał czekać, co zrobią inni rywale, przede wszystkim dwóch Dmitrijów z Rosji: Łapikow oraz ryczący po kilka razy przy każdym podejściu Kłokow. – Sztanga jednego dnia jest lekka, innego bardzo ciężka i nie chodzi mi o to, ile na nią założono – tłumaczył kibicujący Dołędze Szymon Kołecki. Tę lekkość widział u rywali, nie u kolegi z drużyny. Nie potrafił tego zrozumieć. – Marcin był w życiowej formie, ma świetną technikę, taktyka była bez zarzutu. Może stracił pewność siebie po nie do końca udanym rwaniu. Kto podnosi ciężary, rozumie taki strach. To tak łatwo napisać: spalił, zawiódł. Pamiętam zawody, na których po słabych pierwszych próbach miałem ochotę uciec z hali jeszcze przed podrzutem. Szkoda, mamy już srebro, ale chcieliśmy wywieźć stąd dwa medale, nieważne jakiego koloru – mówił Kołecki.
Medale pojechały na Białoruś i do Rosji. Łapikow podniósł 230 kg i mniejszą wagą ciała – 104,3 kg do 104,37 – zepchnął Dołęgę na trzecie miejsce. Potem Kłokow ryknął po raz ostatni, poradził sobie z 230 kg i Polaka już nie było na podium.