W Europie stawiano na Europę. Ostatni raz przegrała w 1999 roku. Kolejne mecze o nieduży pozłacany puchar ufundowany w 1927 roku przez londyńskiego kupca nasiennego Samuela Rydera przynosiły coraz wyższe zwycięstwa Starego Kontynentu.
Kapitan Nick Faldo, Anglik, który ustanowił w przeszłości dwa wielkie rekordy rozgrywek (11 startów, 25 zdobytych punktów), brał drużynę, która umiała wygrywać. Odważnie zrezygnował z paru bohaterów przeszłości, wśród nich Colina Montgomerie i Darrena Clarke’a. Rozpoczął treningi na polu Valhalla Golf Club w stanie Kentucky od zaproszenia na nie Muhammada Alego, najsłynniejszego mieszkańca pobliskiego Louisville. Nie przejmował się krytykami, choć wymyślił ryzykowną taktykę, która kazała mu na końcu posyłać w bój najlepszych. Musiał się pogodzić z porażką, i to bolesną – najwyższą od 27 lat.
Kapitan USA Paul Azinger, także były doskonały golfista, zbudował nową drużynę, w której niewielu pamiętało wpadki starszych kolegów. Wiedział, że nie będzie miał w składzie kontuzjowanego Tigera Woodsa. Zmusił amerykańskich działaczy, by zmienili reguły kwalifikacji i pozwolili mu na wybór czterech golfistów w celu uzupełnienia meczowej dwunastki – a nie dwóch, jak to bywało wcześniej. Debiutantów miał w sumie sześciu, wszyscy udźwignęli ciężar odpowiedzialności.
Amerykanie prowadzili po pierwszym dniu 5,5:2,5, po drugim 9:7. Przed 12 niedzielnymi pojedynkami jeden na jednego wydawało się, że zmiana wyniku jest możliwa, ale tylko do pierwszych uderzeń.
Krok po kroku, dołek po dołku Amerykanie powiększali przewagę. Publiczność dopingowała po swojemu (norma: oklaski przy każdym błędzie Europejczyka), etykieta golfa w USA często przegrywa z emocjami.