Aż trudno uwierzyć

To jest właśnie cała polska reprezentacja. W sobotę po bardzo dobrej grze zwycięża silne Czechy, cztery dni później, mając wygrany mecz ze słabą Słowacją, oddaje jej punkty.

Publikacja: 16.10.2008 04:41

Polacy chcieli je zdobyć bez wysiłku. Czekali na przeciwnika, rzadko atakując. Nie wiadomo, na co liczyli – na błędy Słowaków, na to, że oni ruszą na naszą bramkę, a my ich skontrujemy. Nie wiem, bo nie mogłem się doszukać w grze Polaków żadnej głębokiej myśli. Taka postawa nigdy nie popłaca. Jeśli czujesz, że jesteś lepszy, strzel szybko bramkę i dopiero kontroluj grę. Przy 0:0 to zawsze jest ryzykowne.

Z Czechami nasi piłkarze walczyli niemal od pierwszej do ostatniej minuty, nie dawali przeciwnikowi odetchnąć, a jednocześnie przeprowadzali bardzo ładne akcje. Wczoraj niczego takiego nie widzieliśmy. Słowacy nam przeszkadzali, niewiele przy tym pokazując, więc można było mieć nadzieję, że wcześniej czy później gol dla nas padnie. Nawet przy słabszej dyspozycji Pawła Brożka i całej drugiej linii w komplecie. Może z wyjątkiem pracującego na całym boisku Euzebiusza Smolarka.

Drużyna, która chce wziąć udział w finałach mistrzostw świata, prowadząc 1:0 na 10 minut przed końcem, stara się utrzymać piłkę jak najdalej od swojej bramki, bo to przegranym zależy na czasie.

Nasi zachowali się fatalnie. Nieważne, czy błędy popełnili Artur Boruc czy Dariusz Dudka (chociaż od dawna mówiłem, że nasza drużyna jest tym bezpieczniejsza, im dalej od bramki gra Dudka), czy ktoś inny. Obydwa gole dla Słowaków padły po całej serii błędów niestanowiących tylko efektu złego ustawienia czy słabej techniki i związanych z tym kiksów, tylko podejścia do gry – zbyt nonszalanckiego i będącego świadectwem bałaganu, nad którym nikt nie był w stanie zapanować.

I jeśli ktoś po sobocie miał nadzieję, że wreszcie reprezentacja się odrodziła, to po środzie musi te poglądy poważnie zrewidować. Przy zawodnikach, jakich mamy, możemy liczyć na dobry występ raz na rok, pod warunkiem że gramy z kimś silnym i odwołujemy się do ambicji maskującej przeciętne umiejętności piłkarskie.

Pecha miał też Leo Beenhakker. Może gdyby wprowadził na boisko doświadczonego Jacka Krzynówka wcześniej, a nie czekał do ostatniej chwili, nie doszłoby do porażki. Bo mamy w drużynie samych cwaniaków potrafiących teoretycznie przytrzymać piłkę – Rogera, Rafała Murawskiego, Mariusza Lewandowskiego, tylko kiedy trzeba to naprawdę zrobić, każdy z nich gubi się nawet przy takich przeciwnikach, jak Słowacy.

To ironia losu, że liderem naszej grupy jest Słowacja, o umiejętnościach której nie można powiedzieć wiele dobrego, ale która do wszystkich dotychczasowych meczów podeszła poważnie. My tego o naszej drużynie nie możemy powiedzieć.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2008/10/16/stefan-szczeplek-az-trudno-uwierzyc/]blog.rp.pl[/link]

Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
Sport
Putin chciał zorganizować własne igrzyska. Rosja odwołuje swoje plany
Sport
Narendra Modi marzy o igrzyskach. Pójdzie na starcie z Arabią Saudyjską i Katarem?
Sport
Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski. Poznaliśmy nominowanych
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Sport
Zmarł Michał Dąbrowski, reprezentant Polski w szermierce na wózkach, medalista z Paryża
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką