Rozpoczęcie pracy w Zabrzu przez słynnego trenera było wydarzeniem medialnym, bo zasługi Kasperczaka są niepodważalne, a jego pozycja w futbolowym świecie (Francja i Afryka) stanowi powód do zazdrości dla kolegów po fachu znad Wisły. Ale od razu pojawiły się też wątpliwości – zagłuszane przez hurraoptymistów – czy nawet najlepszy trener podoła zadaniu, nie mając dobrych zawodników.
Następne tygodnie pokazały, że nie ma cudownych metod trenerskich, które z przeciętniaków czynią Ronaldów.
Kasperczak jest chyba tego świadomy, ale nie mówi o tym wprost, bo trenerowi nie wypada publicznie besztać swoich zawodników. Do opisania całej sytuacji używa więc zwrotu "ciężka głowa". Górnik przegrywa lub w najlepszym razie remisuje, ponieważ piłkarze są w dołku psychicznym i stracili wiarę w zwycięstwo. Jeśli raz wygrają, to już potem będzie łatwiej. Głowa stanie się "lżejsza". Może tak, może nie – zobaczymy.
Na pocieszenie Kasperczaka można powiedzieć tylko jedno: w naszej lidze prawo serii to bardzo często prawo przypadku. Legia w ostatnich czterech meczach wyjazdowych poniosła trzy porażki, raz zremisowała i nie strzeliła nawet bramki, ale widać było gołym okiem, że ten zespół stać na więcej. Warszawianie pojechali do Chorzowa, wygrali 1:0 i kiepska seria się skończyła.
Jagiellonia do soboty nie przegrała ośmiu meczów z rzędu. To niewątpliwe osiągnięcie zespołu z Białegostoku było możliwe tylko na tle słabej konkurencji. Kiedy wreszcie Bełchatów pokonał Jagiellonię, nikt nie robi z tego sensacji, bo jej nie ma.