[b] [link=http://blog.rp.pl/blog/2009/05/04/stopa-dobre-bo-polskie/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Czasem podczas relacji w Eurosporcie przeżywam chwile olśnienia. W roku 1999 w meczu drugiej rundy Roland Garros rywalką znanej już wtedy Amerykanki Lindsay Davenport była niewysoka, szczupła kwalifikantka z Belgii. Nazywała się Justine Henin. Po szalonej walce przegrała w trzech setach, ale dla mnie było oczywiste, że ujrzałem w akcji kogoś nadzwyczajnego. Jesienią 2004 roku w halowym turnieju w Zurychu naprzeciw Venus Williams stanęła nieznana Serbka Ana Ivanović. Też się najpierw przebijała przez eliminacje, ale z gwiazdą zza oceanu grała tak, że serce rosło.
Parę dni temu w Stuttgarcie znów przeżyłem ten sam dreszcz emocji, jaki towarzyszy niezwykłemu odkryciu. Akurat nie było mowy o zaskoczeniu, bo 19-letnia Sabine Lisicki już wcześniej dała znać o swoich niepospolitych umiejętnościach. Wygrała turniej WTA w Charleston, potem znakomicie się spisywała w Pucharze Federacji. Podczas zaciętej walki o ćwierćfinał z Serbką Jeleną Janković silna fizycznie Niemka pokazała tenis na miarę XXI wieku. Jej podstawowe atuty to bardzo urozmaicony, ostry serwis, rzadko w tak młodym wieku spotykana umiejętność kończenia długich wymian oraz fantazja na korcie. Lisicki uwielbia atak i potrafi ofensywny styl narzucić najlepszej nawet rywalce, ale niebezpieczna jest przede wszystkim ze względu na wszechstronność i urozmaiconą grę.
Tym, co najbardziej nuży w kobiecym tenisie ostatnich lat, jest monotonia taktyczna. Liczące się dziś zawodniczki imponują przygotowaniem ogólnym, ale grają z reguły pasywnie, w sposób kunktatorski, licząc wyłącznie na błąd przeciwniczki. Rzadkością są próby prowadzenia wymian na własnych warunkach.
Sabine Lisicki idzie pod prąd ogólnym tendencjom. Gdy okrzepnie, a żaden opiekun nie zdoła jej namówić na grę bardziej bezpieczną, Niemcy będą mieli zawodniczkę ścisłej światowej czołówki. Na korcie ziemnym w Stuttgarcie Lisicki przegrała z Janković, ponieważ w trzecim secie zabrakło jej kondycji i doświadczenia.