Charakterystyczna dla całej drugiej części sezonu 2009 huśtawka formy poszczególnych zespołów sprawiła, że o podium rywalizowali kierowcy, którzy na mistrzowski tytuł nie mają już żadnych szans. Za plecami Hamiltona finiszowali Timo Glock z Toyoty oraz Fernando Alonso – zwycięzca ubiegłorocznej edycji Grand Prix Singapuru, naznaczonej piętnem afery z celowym rozbiciem samochodu przez Nelsinho Piqueta.
Z kolei kwartet zawodników z czołówki punktacji w wyniku przeróżnych problemów i błędów zamiast o podium walczył o ograniczenie strat punktowych. Najlepiej wyszło to Sebastianowi Vettelowi, który finiszował na czwartej pozycji – wyprzedzając duet ekipy Brawn, czyli Jensona Buttona i Rubensa Barrichello. Niemiec stracił szansę na dobry wynik w wyniku kary za przekroczenie regulaminowych 100 km/godz na pasie serwisowym. Marne 1,4 km/godz kosztowało go karny przejazd przez boksy i oznaczało utratę drugiej pozycji.
Z kolei kolega Vettela z ekipy Red Bull, Mark Webber, po awarii hamulców rozbił samochód i nie ukończył wyścigu. Australijczyk czwarty raz z rzędu nie zdobył punktów i ostatecznie pożegnał się z nadziejami na mistrzowski tytuł. Na trzy wyścigi przed końcem sezonu kierowcy Brawna mają nadal bezpieczną przewagę i mistrzostwo świata dla Buttona jest już niemal pewne.
Choć hazard – obok wielu innych rzeczy, jak na przykład żucie gumy czy śmiecenie na ulicy – jest w Singapurze zakazany, wydarzenia na wyboistym torze przypominały partię ruletki. Zaczęło się już w sobotnich kwalifikacjach, kiedy najbardziej doświadczony kierowca w stawce, Barrichello, rozbił swój samochód tuż przed końcem czasówki. Sesję przerwano i żaden z zawodników, walczących o pole position, nie zdołał przejechać drugiego pomiarowego okrążenia.
Na błędzie weterana najbardziej skorzystał Hamilton, który po raz trzeci w ostatnich czterech wyścigach ustawił swojego srebrnego McLarena na pierwszym polu startowym. O pechu mógł mówić chociażby Vettel, marzący o zmniejszeniu pokaźnej straty punktowej do liderującego w mistrzostwach Buttona.