Oceniamy ich po strzałach, paradach i rekordach, nie zdając sobie sprawy, co się za nimi kryje. Oto 32-letni bramkarz reprezentacji Niemiec, z którą ma szanse jechać na mistrzostwa świata, rzuca się pod pociąg. Dopiero po jego śmierci dowiadujemy się, że ta reprezentacja, wiwaty i sympatia kibiców Hanoweru nie mają znaczenia wobec jego osobistych spraw, z którymi nie daje sobie rady.

[wyimek] [b] [link=http://blog.rp.pl/szczeplek/2009/11/13/co-jest-za-ta-sciana/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]

Nauczyłem się ważyć słowa, oceniając sportowców, wiedząc, jaką krzywdę może im wyrządzić zbyt ostra krytyka. Pastwienie się nad napastnikiem, że nie trafił w pustą bramkę, lub nad bramkarzem za to, że puścił szmatę, ma niewidoczne granice. Nieudane mecze nie są wyłącznie efektem zawodowej słabości, zbyt małych umiejętności i nadmiernie dobrego mniemania o sobie. Czasami sportowiec przegrywa, bo jego myśli są w domu: przy chorym dziecku, niewiernej żonie, złych wynikach badań, nałogach, problemach, na które nie ma wpływu. Przecież nie wyjdzie na boisko w koszulce z napisem: bądźcie dla mnie łaskawi, mam kłopoty.

Spytałem niedawno jednego z piłkarzy Legii, czy kiedy skończy mu się kontrakt, pozostanie w stolicy, czy wróci na Śląsk. – Muszę wrócić – odpowiedział. – Przecież po śmierci siostry opiekuję się też jej dziećmi. Siostra piłkarza zmarła na raka, nie dożywszy trzydziestki. Choćby ten piłkarz przegrał mecz o mistrzostwo Polski, ja go nie skrytykuję, a przynajmniej znajdę sto okoliczności łagodzących.

Słyszałem o zawodniku wiecznie rezerwowym w swoim klubie z małego miasteczka. Aż któregoś dnia los się do niego uśmiechnął. Trener zaczął wystawiać go w pierwszej jedenastce mimo braku widocznych postępów. Początkowo zawodnik sądził, że trener docenił jego wysiłki na treningach. Zmienił zdanie, kiedy zobaczył nad swoim miejscem w szatni wymalowane rogi. Żona kochała go tak bardzo, że chcąc mu pomóc, przespała się z trenerem. Od tej pory mąż grał, ale kiedy się zorientował, że koszt jest zbyt duży, zaczął świadomie strzelać bramki samobójcze. Ostatecznie stracił miejsce, odszedł od żony, a ponieważ w miasteczku wytykano go palcami jako nieudacznika i rogacza, wyjechał na drugi koniec Polski. Zaczął życie od nowa, ale już bez piłki. Jest mu łatwiej, bo nikt go nie zna.