Ta nielogiczność pasuje do dzisiejszych działań PZPN, niestety. Globisz ma 63 lata, trzy czwarte życie poświęcił piłce. Z reprezentacją Polski juniorów zdobywał mistrzostwo i wicemistrzostwo Europy. Był dwa razy na mistrzostwach świata. Uczył nie tylko futbolu, lecz także życia, jak potrafi to robić kulturalny człowiek, syn dyrektora opery, w którego domu na półkach zawsze stały książki i słychać było uwertury Rossiniego.
Teraz mówi mu się, że wygra czy przegra – i tak wyleci z pracy. Dla kogoś, kto pracuje w PZPN od 28 lat i może wymienić listę swoich osiągnięć, to policzek. Także sygnał dla wychowanków trenera, 18-letnich chłopców, którzy na starcie do wielkiej piłki uczą się życia pełnego fauli.
Globiszowi powiedziano, że na najbliższe dwa mecze towarzyskie i turniej kwalifikacyjny do mistrzostw Europy pojedzie z nim kolega po fachu Janusz Białek, który potem przejmie jego obowiązki. Białka spośród 45 kandydatów, którzy zgłosili się na konkurs, wybrała komisja. W jej skład wchodzą same autorytety: Antoni Piechniczek, Wojciech Łazarek, przedstawiciele trzech uczelni sportowych z Warszawy, Gdańska i Katowic – Dariusz Śledziewski, Wojciech Przybylski i Władysław Szyngiera. Czyli kwiat polskiej myśli szkoleniowej.
Białek ma 55 lat, nigdy nie pracował z młodzieżą, jego sukcesy trudno sobie przypomnieć, ale to nie ma znaczenia. Pracował w Stali Mielec – klubie Grzegorza Laty, był jego asystentem w Olimpii Poznań, a to wystarczająca rekomendacja.
Andrzej Zamilski, który z reprezentacją Polski zajął pierwsze miejsce w mistrzostwach Europy U -16 w roku 1993, też jest wysyłany na emeryturę, bo osiągnął odpowiedni wiek. Nikt nie staje w obronie Zamilskiego i Globisza, podkreślana przez wielu zasłużonych szkoleniowców solidarność trenerska przestaje mieć znaczenie, kiedy pojawia się protegowany prezesa.