Ponad 10 tysięcy biletów na tę walkę już zniknęło z kas. To znakomity wynik w amerykańskich realiach. W ostatni weekend dobrze obsadzoną galę w kalifornijskim Anaheim oglądało jedynie 3 tysiące widzów. Dziś duże hale zapełniają tylko wielkie gwiazdy. Takie jak bracia Kliczkowie w Niemczech, David Haye w Anglii i Manny Pacquiao, gdziekolwiek się pojawi.
W czwartek (piątek nad ranem polskiego czasu) w ogromnej Prudential Center w Newark nie będzie dużo wolnych miejsc, choć Vinny Maddalone nie jest wybitnym pięściarzem. Ale rośnie moda, już nie tylko wśród Polonii, na oglądanie walk Adamka.
Po zdobyciu tytułów mistrzowskich w niższych kategoriach, półciężkiej i junior ciężkiej, Polak wyznaczył sobie kolejny cel. Chce zostać czempionem wagi ciężkiej. Pokonał już Andrzeja Gołotę, Jasona Estradę, Chrisa Arreolę i Michaela Granta. Jest pierwszy w rankingu organizacji WBO i w czołówce rankingów pozostałych federacji. Doczekał się wielokolumnowego wywiadu w prestiżowym magazynie „Ring”, który wcześniej przyznał mu swój pas dla najlepszego pięściarza wagi cruiser (junior ciężka).
Maddalone, 36-letni Amerykanin włoskiego pochodzenia, stoczył 37 walk, 32 wygrał, w tym 23 przed czasem, pięć przegrał. Pokonał go między innymi Francuz Jean Marc Mormeck, ale walka była bardzo wyrównana i gdyby ten pojedynek nie odbywał się w Paryżu, wynik byłby sprawą otwartą. Wcześniej Maddalone przegrał z Denisem Bojcowem, Evanderem Holyfieldem, Alfredem Cole’em i dwukrotnie przed czasem z Brianem Minto.
Amerykanin ma za sobą skromną karierę amatorską (zaledwie osiem walk) i pełną sukcesów w baseballu, gdy był jeszcze młodym chłopakiem. Znawcy tej dyscypliny twierdzą, że źle wybrał, mógł być znacznie lepszym baseballistą niż bokserem. On twierdzi, że nie żałuje. Lubi się bić. Obiecuje, że przyprowadzi ze sobą kilka tysięcy kibiców do Prudential Center i sprawi im miłą niespodziankę, wygrywając z Adamkiem.