Reklama

Antonio Cassano: niepokorny geniusz włoskiego futbolu

Podbijałby największe piłkarskie sceny, gdyby nie jego paskudny charakter. Antonio Cassano, jedyny pan i władca swojego losu, znalazł nową przystań w Milanie

Aktualizacja: 16.01.2011 08:00 Publikacja: 16.01.2011 00:01

Antonio Cassano: niepokorny geniusz włoskiego futbolu

Foto: ROL

Mediolan tylu banitów naraz jeszcze nie przygarnął: niechcianego w Barcelonie Zlatana Ibrahimovicia, szukającego utraconej wartości Robinho czy Kevina Prince’a-Boatenga, który lubił kiedyś w Berlinie rozbijać lusterka w samochodach, a później pozować do zdjęć z młotkiem. Cała trójka zacumowała w Milanie latem, szybko zaskarbiła sobie sympatię kibiców, wypływając z Milanem na głębokie wody Serie A. Cassano, ostatni okręt wojenny, dołączył dwa tygodnie temu. Uciekł z Sampdorii, która w październiku zawiesiła go w prawach zawodnika, gdy naubliżał przy kolegach z drużyny prezydentowi Riccardo Garrone. Prezydent uparł się, by piłkarz reprezentował z nim klub na jednej z uroczystości.

Cassano miał inne zdanie. On nie uznaje żadnych autorytetów. W każdym klubie wcześniej czy później okazywał się przekleństwem. Urodził się 12 lipca 1982 roku, dzień po triumfie Włochów na mundialu w Hiszpanii. Wychowywała go tylko matka, ojca nigdy nie poznał. Jak sam przyznaje, gdyby nie został piłkarzem, skończyłby jako kryminalista.

Kłopoty sprawiał od samego początku. Już w Bari, gdzie spóźniał się na treningi, bo wiedział, że i tak jest najlepszy i nikt go nie wyrzuci. Odszedł po spadku klubu do drugiej ligi. Roma za 19-letniego Antonia zapłaciła ok. 30 mln euro. Najdroższy nastolatek włoskiego futbolu na boisku czarował i prowokował. Kłócił się z weteranami zespołu, po stolicy rozbijał się ferrari, bez prawa jazdy. Nie chciał przedłużyć umowy, więc rzymski rozdział kariery kończył na ławce i trybunach.

Diego Maradona widział w nim swojego następcę. W Realu, do którego trafił w 2006 roku za jedyne 5 mln euro, przyćmił go jednak blask innych gwiazd (m.in. Zinedine’a Zidane’a i Davida Beckhama), był tylko rezerwowym, oskarżał klub o mobbing. O Fabio Capello, który chorobę przeszkadzającą mu w zrobieniu wielkiej kariery zdiagnozował jako „Cassanata”, mówił, że jest fałszywy jak pieniądze z Monopoly.

Z reprezentacją też nie zawsze było mu po drodze. Na młodzieżówkę się obraził, bo chciał grać w ataku, a Claudio Gentile kazał mu się cofnąć do pomocy. W dorosłej kadrze debiutował u Giovanniego Trappatoniego, w listopadzie 2003 roku. W przegranym meczu z Polską (1:3) na stadionie Legii był najlepszym zawodnikiem, strzelił gola. Jako jeden z nielicznych nie zawiódł również na Euro 2004, w Portugalii zdobył dwie z trzech bramek dla zespołu. Włosi wrócili do domu już po fazie grupowej.

Reklama
Reklama

Mistrzem świata nie został, bo Marcello Lippi – mimo apeli kibiców i dziennikarzy – nie znalazł dla niego miejsca w 2006 roku, bał się zaryzykować również cztery lata później. Gdy reprezentacja kompromitowała się w RPA, Cassano brał ślub z dziewięć lat młodszą piłkarką wodną Caroliną Marcialis. Jego pierwszy trener w Bari Eugenio Fascetti w prezencie wręczył mu budzik. Ma przypominać o dawnych czasach, choć Cassano twierdzi, że starego Antonia, playboya, który w wydanej w 2008 roku autobiografii utrzymywał, że przespał się z 600 – 700 kobietami, już nie ma. Podobno odmieniła go żona. Nazywa ją aniołem, w marcu przyjdzie na świat ich syn.

Zbawienny wpływ rodziny na zachowanie Cassano zauważył nowy selekcjoner Włochów Cesare Prandelli. Powołał go na mecz towarzyski z Wybrzeżem Kości Słoniowej (0:1), a potem na kolejne w eliminacjach Euro 2012. Dał mu koszulkę z numerem 10, mówił, że chce, aby stał się wzorem dla kolegów.

– Wniósł do tego zespołu mnóstwo radości, jakości i inspiracji – chwalił Cassano po spotkaniach z Estonią (2:1) i Wyspami Owczymi (5:0) jego niedawny kolega z Sampdorii Giampaolo Pazzini. Razem doprowadzili klub z Genui na czwarte miejsce w Serie A, byli o krok od awansu do Ligi Mistrzów.

– Antonio nigdy nie będzie dla mnie problemem. Może je sprawiać tylko rywalom – zapewniał trener Sampdorii Domenico Di Carlo, który przed sezonem zastąpił Luigi del Neriego. Sielanka nie trwała długo, choć prezydent Garrone swego czasu powtarzał, że Cassano będzie grać w Genui do końca kariery.

Z Milanem podpisał kontrakt do 2014 roku, ale wątpliwe, by go wypełnił. Jest jak bomba z opóźnionym zapłonem. Na razie nadrabia zaległości, w dwóch pierwszych meczach – z Cagliari (1:0) i Udinese (4:4) – grał w sumie ponad pół godziny. Ale nie po to przychodził na San Siro, by siedzieć na ławce rezerwowych.

Dziś o 20.45 Milan gra na wyjeździe z Lecce. Kibice cieszą się z pierwszego miejsca w tabeli, dziennikarze zastanawiają, czy boisko dla tylu indywidualności nie okaże się za ciasne (w ataku oprócz Cassano, Ibrahimovicia, Robinho i Boatenga są jeszcze przecież Alexandre Pato i Filippo Inzaghi). Albo wprowadzą Milan na drogę sukcesów, albo rozsadzą drużynę od środka i pójdą w swoją stronę. Czy Cassano pierwszy podpali lont?

Sport
Wyróżnienie dla naszego kolegi. Janusz Pindera najlepszym dziennikarzem sportowym
Sport
Klaudia Zwolińska przerzuca tony na siłowni. Jak do sezonu przygotowuje się wicemistrzyni olimpijska
Olimpizm
Hanna Wawrowska doceniona. Polska kolebką sportowego ducha
warszawa
Ośrodek Nowa Skra w pigułce. Miasto odpowiada na pytania dotyczące inwestycji
Sport
Liga Mistrzów. Barcelona – PSG: obrońcy trofeum wygrali rzutem na taśmę
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama