Z żaglem w herbie

Żeglowanie nie jest czynnością naturalną, tak jak bieganie czy rzucanie patyków do wody. Zasad żeglowania człowiek nie uczy się w mgnieniu oka.

Publikacja: 09.02.2011 15:17

Kpt. Jerzy Radomski na pokładzie jachtu „Czarny Diament” po 32 latach rejsu powrócił do kraju. Wstąż

Kpt. Jerzy Radomski na pokładzie jachtu „Czarny Diament” po 32 latach rejsu powrócił do kraju. Wstążka na topie masztu ma 24 m długości; 1 mm oznacza 1 milę morską

Foto: Archiwum

Większość ruchów, jakie należy wykonywać, aby dobrze prowadzić łódź, wcale nie jest oczywista, przeciwnie, niektóre są wręcz odwrotne do tego, co samo narzuca się na lądzie. I właśnie z tego powodu żeglowania nie można się nauczyć z książki.

Tak zaczyna się jeden z francuskich podręczników żeglarstwa, „Le cours des Glenans”. I właśnie dlatego na kursach i obozach żeglarskich coraz więcej ludzi w Polsce dowiaduje się, jakim halsem płyną, bajdewindem czy baksztagiem, do czego służy zwrot przez rufę i dlaczego nie da się pozamiatać kilwateru. Tę wiedzę widać coraz wyraźniej na polskich jeziorach, naturalnych i sztucznych, i na zalewach – coraz bardziej roi się tam od żagli. Nawet jeśli u wielu ludzi nie jest to pasja, tylko uleganie modzie i snobizmowi – to też dobrze, ponieważ taki snobizm jeszcze nikomu nie zaszkodził, tak jak nie szkodzi snobistyczne bywanie w filharmonii. Ostatecznie życie i tak weryfikuje wszelki fałsz, zwłaszcza życie na wodzie, pod żaglami.

Gdy w 1918 roku powstawało Stowarzyszenie Pracowników na Polu Rozwoju Żeglugi Bandera Polska, jednym z jego celów była „popularyzacja idei żeglugi i sportów wodnych wśród szerokich warstw społeczeństwa polskiego”. Wówczas brzmiało to nieco jak pobożne życzenie, żeglarzy w Polsce było tak mało, że wszyscy praktycznie znali się osobiście. Teraz jest to już niemożliwe, ponieważ ludzi żeglujących są w Polsce dziesiątki tysięcy, „patentowych” sterników i załogantów bez papierów.

Toteż doszło do tego, do czego dojść musiało, gdy na wodach śródlądowych zrobiło się rojno: jachty pod polską banderą opuściły za ciasne własne akweny, wyruszyły w świat, pływają po wodach równikowych i podbiegunowych. Praktycznie nie ma roku, by polscy żeglarze nie odbywali oceanicznych rejsów, załogowo i samotnie. Także w tej chwili gdański żeglarz Zbigniew Gutkowski jest na trasie ekstremalnie trudnych regat samotników dookoła świata Velux 5 Oceans.

Za osiągnięcia tego rodzaju „grozi” honorowy tytuł Rejs Roku, przyznany pierwszy raz po wokółziemskim rejsie Leonida Teligi. Wybitne osiągnięcia nagradzane były także tytułem Jachtsmena Roku i Srebrnym Sekstantem. Ale dotyczy to żeglarstwa morskiego. A przecież z wiatru i żagla korzystają również żeglarze startujący w klasach olimpijskich, deskarze, bojerowcy. W ich przypadku nie ma mowy o rejsach, w zasadzie nawet nie są zwykłymi jachtsmenami.

W „Dziejach żeglarstwa polskiego”, wydanych 22 lata temu, Włodzimierz Głowacki napisał: „W historii polskiego ruchu żeglarskiego niewiele pozostaje miejsca dla działań jednostkowych. Dla wielokrotnych mistrzów świata, wielkich samotników oceanicznych, genialnych teoretyków, konstruktorów i budowniczych jachtów, najwybitniejszych założycieli i reformatorów, twórców i artystów żeglarskich i ofiar najbardziej wstrząsających wypadków morskich i śródlądowych”. To prawda. Jednak byłoby bardzo źle, gdyby dokonania takich ludzi mijały całkiem bez echa.

Na szczęście echo jest, już się odezwało. Fundacja Szkoła pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego ustanowiła wyróżnienie, do którego mogą pretendować wszyscy korzystający z wiatru i żagla: Żeglarz Roku. 1 lutego przyznano je po raz pierwszy. Patronem medialnym tej inicjatywy jest „Rzeczpospolita”, dlatego w jej siedzibie nastąpiło uroczyste wręczenie wyróżnień.

Żeglarzem Roku 2010 został kapitan Jerzy Radomski, ale było sześć nominacji i tyle wręczono pięknych statuetek. Wszyscy, którzy je otrzymali, mogą i powinni się czuć Żeglarzami Roku.

Kapituła dokonująca wyboru uznała, że samo nominowanie stanowi w zasadzie równorzędne wyróżnienie, bo nie da się porównać opłynięcia globu ze zdobyciem bojerowego czy windsurfingowego mistrzostwa świata. Ale wybrać trzeba było. Za rok ten problem powróci.

Większość ruchów, jakie należy wykonywać, aby dobrze prowadzić łódź, wcale nie jest oczywista, przeciwnie, niektóre są wręcz odwrotne do tego, co samo narzuca się na lądzie. I właśnie z tego powodu żeglowania nie można się nauczyć z książki.

Tak zaczyna się jeden z francuskich podręczników żeglarstwa, „Le cours des Glenans”. I właśnie dlatego na kursach i obozach żeglarskich coraz więcej ludzi w Polsce dowiaduje się, jakim halsem płyną, bajdewindem czy baksztagiem, do czego służy zwrot przez rufę i dlaczego nie da się pozamiatać kilwateru. Tę wiedzę widać coraz wyraźniej na polskich jeziorach, naturalnych i sztucznych, i na zalewach – coraz bardziej roi się tam od żagli. Nawet jeśli u wielu ludzi nie jest to pasja, tylko uleganie modzie i snobizmowi – to też dobrze, ponieważ taki snobizm jeszcze nikomu nie zaszkodził, tak jak nie szkodzi snobistyczne bywanie w filharmonii. Ostatecznie życie i tak weryfikuje wszelki fałsz, zwłaszcza życie na wodzie, pod żaglami.

Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta
Materiał Promocyjny
Berlingo VAN od 69 900 zł netto
Sport
Dlaczego Kirsty Coventry wygrała wybory i będzie pierwszą kobietą na czele MKOl?
Sport
Długi cień Thomasa Bacha. Kirsty Coventry nową przewodniczącą MKOl
SPORT I POLITYKA
Wybory w MKOl. Czy Rosjanie i Chińczycy wybiorą następcę Bacha?
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Sport
Walka o władzę na olimpijskim szczycie. Kto wygra wybory w MKOl?
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście