Rz: Dlaczego kończy pan grę dla reprezentacji Polski?
Uważam, że nie jestem już w kadrze mile widziany, żeby nie powiedzieć – zbędny. Franciszek Smuda wyraził swoje zdanie o mnie i nie chcę mu się naprzykrzać. Z Atenami jestem związany sentymentalnie, grałem tu cztery lata, odnosiłem największe sukcesy klubowe. A reprezentacja wchodzi w taki okres, że nie ma już miejsca na folklor i pożegnania. Nie zrobiłem dla kadry tak wiele, żeby wymyślać jakieś hurawiwaty. Ostatni rok przed Euro 2012 drużyna musi się skoncentrować na cementowaniu składu, niech grają ci, których Smuda widzi w kadrze na turniej.
Rok temu był pan kapitanem tej drużyny i też miał grać na Euro...
Moje pożegnanie z kadrą odbyło się w takiej formie, że nie było żadnej polemiki. Trener podjął decyzję, ja później w klubie też nie błyszczałem formą i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazały mi, że powinienem dać sobie spokój. To prawda – wierzyłem, że Smuda do mnie zadzwoni choćby po to, by osobiście obwieścić mi swoją decyzję. Później doszły mnie słuchy, że PZPN chce zorganizować mi mecz pożegnalny. Ten Pireus spadł z nieba, bo i ja będę zadowolony, i oni nie będą się ze mną dłużej męczyć.
Konflikt ze Smudą to chyba jedyna taka sytuacja w pana karierze?