Nie będę się czepiał idei zamiany starego na nowe, bo ją rozumiem. Łatwiej zmienić logo firmy niż jej wizerunek, a więc i ludzi, którzy o nim decydują. W ciągu 91 lat znak ten zmieniano kilkakrotnie, ale tylko raz, w roku 1969, z konkretnego powodu – zbliżała się 50. rocznica powstania związku.
W siedzibie PZPN w czwartki po pracy zostawała na bridża grupa działaczy. Między kolejnymi rozlaniami uznali, że jubileusz jest okazją do zmiany odznaki związkowej. Nie zatrudniano wtedy grafików, sekretarz generalny Leszek Rylski z gabloty z trofeami wyłowił francuski proporzec z kogutem, piłką i napisem FFF. Koguta zastąpiono orłem, napis FFF – PZPN, i tylko piłka została. Tak powstało całkiem udane logo, które z drobnymi modyfikacjami obowiązywało do czwartku.
Zmian jest więcej. Obecny zarząd zaakceptował też kilka wersji kolorystycznych nowego godła reprezentacji. Będziemy oglądali orła nie tylko białego, ale i czerwonego. Też nic nowego. W roku 1975 reprezentacja grała w koszulkach Adidasa, ale w Polsce przyszywano do nich emblemat, jaki można było kupić w Składnicy Harcerskiej na Marszałkowskiej – białego orła na czerwonym polu. Kiedy padał deszcz, czerwone tło farbowało, zostawiając na koszulkach widoczny ślad. Nasz przemysł nie mógł sobie z tym poradzić. Poproszono więc Adidasa, aby na mecz z Holandią w Chorzowie wyprodukował koszulki z naszym godłem narodowym. Adidas je zrobił, piłkarze koszulki włożyli i pokonali wicemistrzów świata 4:1.
W euforii nikt nie zwrócił uwagi, że orły były czerwone. To działo się 36 lat temu. Dziś PZPN uznał, że orzeł w nowym logo nie jest realistyczny, tylko stylizowany, wizerunek godła narodowego nie jest prawnie określony, więc między białym a czerwonym nie ma różnicy. Przecież nie jest ani dwugłowy, ani czarny. Może związek ma rację. W końcu o granatowych koszulkach reprezentacji też już nikt nie mówi. Tylko parę osób w grobach się przewraca.