Ten półfinał ma jednego faworyta: jest nim 33-letni Froch, mistrz świata organizacji WBC w kategorii superśredniej. „Kobra" z Nottingham ma polskie korzenie, 27 zwycięstw na koncie i tylko jedną porażkę – z Duńczykiem Mikkelem Kesslerem. Twierdzi wprawdzie, że w Herning został oszukany, ale mija się z prawdą. 24 kwietnia ubiegłego roku Kessler był po prostu lepszy.
W swojej ostatniej walce Froch jednak znów pokazał klasę, wygrywając w Helsinkach jednogłośnie na punkty z Ormianinem Arthurem Abrahamem. Stawką był zwakowany przez Kesslera pas WBC i awans do półfinałów SuperSix. Po tej porażce posiadający niemiecki paszport Abraham długo się zastanawiał, czy nie zakończyć kariery.
Z Glenem Johnsonem Anglikowi tak łatwo nie pójdzie. Urodzony w Clarendon na Jamajce, mieszkający w Miami, „Road Warrior" z każdym walczył do końca. Tak też będzie w Boardwalk Hall w Atlantic City. I niech nikogo nie zmyli fakt, że Johnson w styczniu skończył 42 lata. Bokserzy starzeją się różnie. Udowodnił to ostatnio 46-letni Bernard Hopkins, zabierając mistrzowski pas WBC w wadze półciężkiej młodszemu o niemal dwie dekady Kanadyjczykowi Jeanowi Pascalowi.
Johnson jest w dużej mierze do niego podobny. Kiedyś walczył w kategorii superśredniej, później przeszedł do półciężkiej i został mistrzem świata. To on znokautował Roya Jonesa juniora i pokonał Antonio Tarvera. Dwa razy przegrał wprawdzie z Chadem Dawsonem, ale pobić się nie dał. Kiedy dostał propozycję, by zastąpić Andre Dirrella w SuperSix, nie zastanawiał się ani chwili. Zbił zbędne kilogramy, wrócił do wagi superśredniej i w pojedynku decydującym o awansie do półfinałów wygrał w ósmej rundzie z Allanem Greenem. Teraz chce sprawić sensację i pokonać Frocha. I prawdę mówiąc, nie można tego wykluczyć. Kiedy walczy wojownik z wojownikiem, wszystko jest możliwe. A Johnsonowi wystarczy remis, by awansować do finału, takie są reguły.
—Janusz Pindera