Marek Cegliński z Les Essarts
Pierwszy etap z Passage du Gois do Mont des Alouettes wygrał Philippe Gilbert, specjalista od samotnych ataków. Na dwukilometrowym podjeździe przed metą lider światowego rankingu skontrował atakującego Szwajcara Fabiana Cancellarę, samotnie minął metę i zamienił koszulkę mistrza Belgii na żółty trykot lidera Tour de France.
– On jest niesamowity – powiedział „Rz" Jacky Durand, były znakomity kolarz francuski, a dziś komentator Eurosportu. – Kiedy coś zapowiada, potem to realizuje. Inni dużo mówią, a niewiele robią. Philippe chciał wiosną wygrać Liege – Bastogne – Liege czy Amstel Gold Race i wygrał. Teraz zapowiadał, że chce być liderem Tour de France.
Już na pierwszym etapie sporą stratę poniósł Contador. Zatrzymany w drugiej części peletonu podzielonego wskutek kraksy, przyjechał na metę 1.20 min po zwycięzcy. Inni kandydaci do miejsc na podium w Paryżu byli bardziej czujni. Australijczyk Cadel Evans finiszował jako drugi, trzy sekundy przed peletonem. Słabe czasy innych kolarzy Saxo Banku spowodowały, że grupa Contadora w niedzielnej drużynowej jeździe na czas startowała pierwsza, a to mało komfortowa sytuacja.
W 1999 roku kraksa na grobli Passage du Gois, zalewanej codziennie przez Atlanty w rytm przypływów i odpływów, ułatwiła pierwsze zwycięstwo w Tourze Lance'owi Armstrongowi, bo Amerykanin był z przodu, a Aleksa Zuelle wypadek zatrzymał na sześć minut. Tym razem kolarze po grobli przejechali tylko rundę honorową.