Mówią o nim „Wściekły Byk”, bo przypomina słynnego mistrza świata zawodowego boksu. Byk z Bronksu zyskał światową sławę po sześciu walkach z legendarnym Sugarem Rayem Robinsonem, a utrwalił ją film Martina Scorsese z Robertem de Niro w roli głównej.
– Ostatnio spotkałem się z La Mottą, który skończył 90 lat i wciąż mieszka w Nowym Jorku. Powiedziałem mu, że był moim idolem, stąd pseudonim. Bardzo się ucieszył – mówi Wolak, który imponuje sercem do walki tak jak kiedyś La Motta.
30-letni Wolak ma świadomość swoich zalet i wad. Wie, że nie jest zbyt szybki, nie ma nokautującego ciosu i brylantowej techniki, ale niewielu jest na świecie bokserów, którzy wywierają taką presję na rywalu jak on. Jeszcze nie tak dawno mówiono, że źle skończy, bo w ringu należy bardziej dbać o własne bezpieczeństwo. Ale kiedy w Las Vegas pokonał Yuri Foremana, byłego mistrza świata organizacji WBA w wadze junior średniej, stwierdzono, że stać go na wiele, ze zdobyciem mistrzowskiego pasa włącznie.
W walce, której stawką było mistrzostwo Ameryki Północnej, pochodzący z Białorusi Izraelczyk nie miał nic do powiedzenia. Przegrał wszystkie z pierwszych sześciu rund i nie wyszedł do siódmej.
Wolak twierdzi, że może się bić z każdym. Z Julio Cesarem Chavezem Jr w wadze średniej też, jeśli syn legendy meksykańskiego boksu, mistrz WBC wyrazi zgodę. Wierzy, że wcześniej czy później dopadnie Miguela Angela Cotto, mistrza WBA w junior średniej.
Do tej pory do swoich walk przygotowywał się, pracując na nocnych zmianach u polskiego przedsiębiorcy Andrzeja Skarżyńskiego, bo – jak twierdzi – lubi nosić cegły i ciężkie wiadra z cementem podczas budowy i remontu szkół.