Michał Probierz dla “Rz”: Aris jest wart ryzyka

Michał Probierz, trener Arisu Saloniki, o nowym wyzwaniu i odejściu z ŁKS

Publikacja: 07.11.2011 01:03

Michał Probierz trenował Polonię Bytom, Widzew, Jagiellonię i ŁKS. Z Arisem podpisał kontrakt do koń

Michał Probierz trenował Polonię Bytom, Widzew, Jagiellonię i ŁKS. Z Arisem podpisał kontrakt do końca sezonu, z możliwością przedłużenia. Jego klub jest dziś na 13. miejscu w tabeli greckiej ligi, tuż nad strefą spadkową

Foto: Rzeczpospolita, Przemek Wierzchowski

Rz: Zamieniał pan ŁKS na Aris w biegu: w czwartek porozumienie z klubem, w piątek przeprowadzka, w sobotę mecz z Olympiakosem. Młody polski trener w dużym klubie z zagranicy – tego nie było od lat. Szczypie się pan jeszcze?

Michał Probierz:

Nie muszę, od dłuższego czasu rozmawiałem z kilkoma klubami zagranicznymi. Ale ich propozycje nie były konkretne ani warte ryzyka. Z Arisem było inaczej, szybko się dogadaliśmy. Trafiłem do czwartego klubu Grecji, zacząłem od meczu z potęgą, Olympiakosem Pireus. Mam o czym myśleć.

Od dawna był pan w kontakcie z Arisem?

Od roku, od meczów Jagiellonii z nimi w Lidze Europejskiej. Wtedy się poznaliśmy. Już w styczniu, po zwolnieniu Hectora Raula Cupera, pierwszy raz pojawił się temat mojego przejścia do nich. Ale dopiero teraz było to naprawdę poważne. W poniedziałek Aris zwolnił Sakisa Tsiolisa, zapytali, szybko zdecydowałem. Potem ważne było tylko, żeby to jak najdłużej nie wyszło na jaw.

Musiał pan trochę poudawać Greka.

Bez przesady, do czwartku nikt nawet nie wiedział, że rozmawiamy.

Co pan powie pierwszemu spotkanemu piłkarzowi ŁKS?

Przywitam się, przecież nie mam się z czego tłumaczyć. Podziękuję. Rozmawiałem z Markiem Saganowskim, wielu chłopakom wysłałem esemesy. Taki jest futbol. Czy ten, kto mnie z Jagiellonii zwolnił tydzień przez początkiem sezonu, też nie ma mi prawa już nigdy spojrzeć w oczy? Śmieszy mnie, że oceniają mnie ludzie, którzy powinni najpierw popatrzeć na siebie.

Posmakował pan już trochę greckiej gorączki: flesze na lotnisku, dziennikarze witający „polskiego Guardiolę", mecz z Olympiakosem.

Posmakowałem, wiem, że to może trenera ponieść i w dobrą, i w złą stronę, ale razem z Bartkiem Zalewskim, moim asystentem, postaramy się, żeby ci, którzy czekali na nas, nie mieli powodu do gniewu. Mam nadzieję, że będziemy dla polskich trenerów dobrą reklamą. Od dawna mówiłem, że nie mamy powodów do kompleksów. Teraz zabieramy się do pracy. To były dla mnie bardzo trudne dni. Przylot, od razu trening, potem analizy, mecz i jeszcze długie rozmowy po meczu. W niedzielę o niczym tak nie marzyłem jak o przespaniu całej nocy.

Zaczął pan pracę od przegranej z Olympiakosem 2:3. Był pomysł, żeby jeszcze w tym meczu drużynę prowadził tymczasowy trener, a pan tylko przyglądał się z boku. Nie chciał pan?

To by było najłatwiejsze. Za łatwe. Jak już tam byłem, to nie potrafiłem patrzeć z boku. Zagraliśmy fajny mecz, zdobyliśmy dwie bramki, co Arisowi się dawno nie zdarzyło. Łącznie po poprzednich sześciu meczach w lidze miał dwa gole. Ale co z tego, skoro w dziecinny sposób traciliśmy bramki, wszystkie po stałych fragmentach gry. To jest duży problem.

Jeszcze większym jest kadra Arisu, ponad 30 piłkarzy, i to pan będzie musiał wskazać kilkunastu niepotrzebnych.

Będzie wielu niezadowolonych, ale co robić. Moje najważniejsze zadanie to przygotować drużynę do dwóch meczów wyjazdowych po dwutygodniowej przerwie w lidze, z OFI i Panioniosem.

Jaki język będzie obowiązywał w szatni?

Piłkarski. Mamy tłumacza, który nasze słowa przekłada na grecki, i kolejnego, który z greckiego tłumaczy na hiszpański, bo jest w kadrze spora grupa Latynosów.

Miał pan się zacząć uczyć hiszpańskiego jeszcze w Jagiellonii. Udało się?

Zacząłem, gorzej było z czasem na naukę. Również z tego powodu cieszę się na pracę w Arisie. Utrwalę angielski, złapię hiszpański i pewnie trochę greckiego w głowie zostanie.

Mawia pan, że polska szkoła trenerska to mistrzostwo improwizacji, np. jak zrobić trening i nie zniszczyć boiska na mecz. W Arisie nie trzeba będzie wybierać?

Mamy bazę treningową poza centrum miasta: dwa boiska, siłownia, boisko do rozgrzewek, plac dla bramkarzy. Do tego pogoda taka, że można trenować cały rok. Ale w ŁKS też na warunki nie narzekałem.

Dostał pan w Grecji wielką szansę. Jeśli nie uda się jej wykorzystać, powrót do Polski będzie przykry.

Dlaczego? Jak szedłem do ŁKS, to też się pukali w głowę, a coś razem zbudowaliśmy. Gdyby mi się noga powinęła i przyszło trenować w czwartej lidze, to też będę tam profesjonalistą.

Rz: Zamieniał pan ŁKS na Aris w biegu: w czwartek porozumienie z klubem, w piątek przeprowadzka, w sobotę mecz z Olympiakosem. Młody polski trener w dużym klubie z zagranicy – tego nie było od lat. Szczypie się pan jeszcze?

Michał Probierz:

Pozostało 94% artykułu
Sport
Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski. Poznaliśmy nominowanych
Sport
Zmarł Michał Dąbrowski, reprezentant Polski w szermierce na wózkach, medalista z Paryża
SPORT I POLITYKA
Wielki zwrot w Rosji. Wysłali jasny sygnał na Zachód
SPORT I POLITYKA
Igrzyska w Polsce coraz bliżej? Jest miejsce, data i obietnica rewolucji
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
SPORT I POLITYKA
PKOl ma nowego, zagranicznego sponsora. Można się uśmiechnąć
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje