Dla golfisty wygrać turniej Masters w Auguście to mniej więcej to samo, co dla tenisisty zwyciężyć w Wimbledonie. Bubba Watson wygrał 76. Masters tak, że będzie się o tym wspominać przez lata. Dogrywkę z Louisem Oosthuizenem (RPA) i drugie uderzenie na 10. dołku, którym przeszedł do historii. Niezwykły lot piłki wybitej między drzewami w kierunku chorągiewki tak, że jej zakręcony lot przeczył prawom fizyki.
Piłka wylądowała niespełna trzy metry od dołka, rywal nie odpowiedział równie dobrze i kilkadziesiąt tysięcy ludzi na miejscu akcji oraz kilka milionów przed telewizorami zobaczyło Bubbę w sławnej zielonej marynarce.
Najpierw zapłakał w uścisku Caddiego, potem w objęciach mamy Molly, wreszcie dołożył sporo łez, gdy poczuł na plecach zielony przedmiot pożądania wszystkich zawodowych golfistów. Gdy odzyskał mowę, podziękował rodzinie i Bogu, po czym oświadczył, że to zwycięstwo nie jest najważniejszą sprawą jego życia. Ważniejsza jest wiara i jego adoptowany przed miesiącem syn Caleb.
Niewiele rzeczy robi zwyczajnie. Oficjalnie nazywa się Gerry Lester Watson junior, ale Gerry Watson senior uznał chwilę po narodzinach syna, że ten bardzo przypomina mu legendę baseballa Bubbę Smitha i to zadecydowało o przydomku.
Urodził się w Bagdadzie, ale tym na Florydzie, gdzie pól golfowych jest zatrzęsienie. Wbijanie piłki do dołków bardzo mu się podobało od dziecka, więc wbijał za domem tak, jak mu kazała intuicja. Kazała dobrze, choć nie podręcznikowo. Gdy już potrafił uderzyć piłkę daleko, zaczął bawić się wymyślaniem golfowych sztuczek. Nie przeszło mu do dziś – w YouTubie są nagrania jak uderza gotowane na twardo jaja, jak próbuje zgasić piłką płomień świecy albo przebić deskę. Nazwał cykl tych nagrań Bubba Golf.