Zwycięski pojedynek na trzy ręce

Tomasz Adamek pokonał w Newark Eddiego Chambersa i wciąż liczy się w grze o najwyższe cele w wadze ciężkiej

Publikacja: 18.06.2012 02:05

Tomasz Adamek

Tomasz Adamek

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

Korespondencja z Newark

– Wygrałem, ale chciałem zrobić to efektowniej. Ludzie, którzy przyszli do Prudencial Center, oczekiwali czegoś więcej. Ja też liczyłem, że go w końcu złamię – mówił po walce Adamek.

Podkreślał , że Amerykanin był dla niego bardzo niewygodnym rywalem. – Ma wprawdzie watę w rękawicach, nie bije mocno, ale trudno go trafić, bo unika otwartej walki – tłumaczył się polski pięściarz, któremu sędziowie dali jednogłośne zwycięstwo.

O ile jednak punktacja 116:112 nie budzi większych zastrzeżeń, to werdykt Allana Rubensteina, który widział miażdżące zwycięstwo Adamka (119:109), niewiele ma wspólnego z tym, co działo się w ringu.

A walka była wyrównana od początku do końca. – Mój trener Roger Bloodworth powiedział, że muszę wygrać ostatnie trzy rundy. Myślę, że w dwóch byłem lepszy. Podziwiam Chambersa za to, jak walczył, ale jestem przekonany, że zasłużyłem na zwycięstwo – twierdzi Adamek.

Innego zdania jest Szybki Eddie. – Gdyby nie kontuzja, nie dałbym Adamkowi żadnych szans. A i tak byłem od niego lepszy – twierdzi Chambers, który już w pierwszym starciu naderwał sobie mięsień lewej ręki.

Dla obu pięściarzy był to bardzo ważny pojedynek. Wracający po 16 miesiącach do wielkiej gry Amerykanin przegrał w karierze tylko dwie walki, ostatnią w 2010 roku przez nokaut w 12. rundzie z Władymirem Kliczką. Adamek we wrześniu minionego roku został we Wrocławiu poddany w dziesiątym starciu w walce ze starszym z ukraińskich braci, Witalijem. Wcześniej pas mistrza świata organizacji WBC w wadze półciężkiej odebrał mu Chad Dawson.

Trudno powiedzieć, jak wyglądałoby to „zderzenie ciężkich", gdyby Chambers nie doznał kontuzji. Adamek wprawdzie mówi, że kontuzje w boksie to chleb powszedni, i przypomina, że w 2005 roku walczył w Chicago o mistrzostwo świata z Paulem Brigssem ze złamanym nosem, ale Eddie szybko ripostuje i twierdzi, że zdecydowanie wolałby taki uraz niż naderwany mięsień.

Trzeba przyznać jednak, że Chambers bez jednej ręki radził sobie znakomicie. Lewej (kontuzjowanej) używał w defensywie, a prawą posługiwał się jak pięściarz walczący z odwrotnej pozycji. To był dobry pomysł, który wpędzał Adamka w kłopoty, ale nie na tyle poważne, by ten nie potrafił sobie z nimi poradzić.

Polak zadawał bardzo dużo ciosów na korpus. Gdyby nie cofał się w linii prostej przy atakach Chambersa, ocena jego występu mogłaby być znacznie wyższa. No i jeszcze ta zbyt nisko opuszczona lewa ręka. Adamek lubi tak walczyć, ale za często zapomina o obronie. Jeśli chce znaleźć się na szczycie wagi ciężkiej, musi coś z tym problemem zrobić, bo jak trafi na kogoś, kto bije mocno, to będzie niewesoło.

Większość amerykańskich fachowców przewidywała, że to będzie wielki pojedynek, i chyba się nie zawiedli. Tempo było wysokie, ciosów wyprowadzono sporo, ale zabrakło pieprzu. Ci, którzy liczyli na wojnę, są zawiedzeni – to były bardziej szachy niż twardy boks. Chambers trafiał prawymi bitymi nad lewą ręką Adamka, a ten w odpowiedzi bił często na korpus.

Wiele rund było wyrównanych i trudnych do punktowania. BJ Flores, znany zawodowy pięściarz kategorii junior ciężkiej, współkomentujący tę walkę dla telewizji NBC, widział wyraźne zwycięstwo Chambersa podobnie jak wielu innych amerykańskich dziennikarzy, ale jego ocena to sprawa dyskusyjna.

Adamek był w ataku, wystarczy spojrzeć na statystyki: 919 wyprowadzonych ciosów Polaka i tylko 462 Chambersa. Ale to Szybki Eddie trafiał częściej (152-134).

Przed pierwszym gongiem wszyscy byli zaskoczeni niską wagą Amerykanina, który mógłby występować w kategorii junior ciężkiej. On sam przyznał, że wraz z trenerem Jamesem Bashirem wszystko postawili na jedną kartę, to znaczy na szybkość.

Adamek przyjął inną metodę, ważył najwięcej w karierze, 102,1 kg, miał też znacznie cięższych sparingpartnerów, ale szybkości nie stracił, choć gdyby był lżejszy, prawdopodobnie miałby po swojej stronie więcej atutów. O jego zwycięstwie zadecydowały w dużej mierze ciosy bite na korpus i to, że walczył u siebie, czyli w stanie New Jersey, gdzie mieszka.

Teraz czas na krótki odpoczynek, a 8 września kolejne wyzwanie. Najlepszy byłby Rosjanin Aleksander Powietkin, ale w tym biznesie bardzo ciężko pogodzić racje sportowe z finansowymi.

Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku