Gazeta „La Verdad" pisze na pierwszej stronie: Ruben, jesteś bohaterem narodowym. Z Gasconem zaraz po zawodach połączył się prezydent Hugo Chavez, gratulował drugiego w historii, a pierwszego od 1968 roku złotego medalu dla Wenezueli. Miejscowość Bolivar przygotowuje się na powitanie mistrza, który po krótkich wakacjach w ojczyźnie wróci do domu - bloku z wielkiej płyty w Łodzi.
Gascon połowę medalu dedykuje Polsce, to tutaj osiem lat temu przywiózł go wujek, który na studiach w Budapeszcie dowiedział się co to szermierka i po powrocie do Wenezueli zaczął uczyć swoich kuzynów - Rubena i jego brata Francisco. Kiedy za chlebem wyjechał do Polski, wziął młodzieńców ze sobą, chcieli ćwiczyć, a Polska to kraj z wielkimi tradycjami szermierczymi. No i jest taniej niż we Francji czy Włoszech.
- Mój sukces to zasługa polskich trenerów. Od dwóch lat ćwiczę w klubie Dragon Łódź, w Piaście Gliwice mam zajęcia z trenerem kadry. W Dragonie trenują co prawda szabliści, ale jak widać, potrafiłem się świetnie przygotować. Wenezuelskie Ministerstwo Sportu finansuje natomiast moje zgrupowania w Spale, ale też we Włoszech czy Rosji. Ten medal możliwy był dzięki obu krajom mówi Gascon.
Studiuje na AWF. Uwielbia polskie jedzenie, zwłaszcza bigos, pierogi i pączki, naszego obywatelstwa nie przyjmie, bo tak mówi mu serce, a ono bije po wenezuelsku. Na igrzyskach nikt w niego nie wierzył, ale on uparcie powtarzał, że interesuje go tylko zwycięstwo. Po drodze do finału pokonał kilku faworytów, o złoto walczył z innym zawodnikiem związanym z Polską: reprezentującym Norwegię, ale urodzonym w Tczewie Bartoszem Piaseckim.
- Wiedziałem, że mogę być najlepszy. Medal dedykuję wenezuelskim dzieciom, które są przyszłością mojego narodu. Wenezuela potrzebowała takiego sukcesu. Dziękuję mamie, która jest w niebie, dawała mi siłę i uczyniła takim człowiekiem, jakim dzisiaj jestem - mówił wzruszony.