Brazylia miała prostą drogę do złota. W eliminacjach odpadli zwycięzcy dwóch poprzednich turniejów olimpijskich – Argentyńczycy. Już na igrzyskach żadnego zwycięstwa nie odnieśli Hiszpanie. Ich los podzielili Urugwajczycy, a sklecona na potrzeby igrzysk reprezentacja Wielkiej Brytanii dotarła ledwie do ćwierćfinału.
Brazylijczycy wygrywali wszystkie mecze, strzelając w każdym po trzy bramki. Kibice poddali się euforii, w której głosy krytykujące grę w obronie były ledwie słyszalne. Meksykanie też dotarli do finału bez porażki, ale nie tak efektownie. Senegalczyków pokonali w ćwierćfinale dopiero po dogrywce. W dodatku przystępowali do meczu o złoty medal bez kontuzjowanego Giovanniego Dos Santosa z Tottenhamu, swojej największej gwiazdy.
Finał rozpoczął się jednak jak żaden inny w historii igrzysk. Po błędzie brazylijskich obrońców Oribe Peralta strzelił bramkę już w 29. sekundzie. Brazylia we wcześniejszych meczach traciła bramki jako pierwsza, ale zawsze odrabiała stratę.
Teraz nie potrafiła. Jedenastka pełna gwiazd (Thiago Silva, Lucas, Hulk, Pato, Rafael, Neymar) nie była w stanie przez półtorej godziny zagrozić meksykańskiej bramce. Kiedy Peralta strzelił głową po rzucie rożnym drugą bramkę, bezradność Brazylijczyków była jeszcze bardziej widoczna. Neymar w niczym nie przypominał piłkarza, którego porównuje się z Leo Messim i Cristiano Ronaldo. Hulk zdobył honorową bramkę dopiero w doliczonym czasie.
Był to trzeci olimpijski finał Brazylii (po Los Angeles 1984 oraz Seulu 1988) i trzecia porażka.