Ona, Mariola - kobieta w średnim wieku, po przejściach, kierowniczka sklepu w Dzierżoniowie, fanatyczna kibicka Ruchu Chorzów. On, Krzysztof - 13 lat od niej młodszy, ogolony na łyso mięśniak bez górnej jedynki, wytatuowany od czubka głowy. Fanatyczny kibic Śląska Wrocław i Motoru Lublin. Uczestnik kibicowskich ustawek, podczas których leje się krew. Chuligan przekonany, że przemoc jest jedyną metodą rozwiązywania sporów, więc dobrze znający areszty i więzienia.
Poznali się na portalu Nasza-Klasa. Ponieważ Ruch i Śląsk są w stanie wojny, ukrywali się ze swoim związkiem przez pół roku. Ale miłość była tak widoczna, że wyszli z podziemia, aby razem spędzić życie. Opowiadający o tym film Kamila Króla „Miłość bez ustawki" jest bajką o dwojgu ludziach, którzy wydają się niedopasowani. Ale to prawdziwe uczucie, dzięki któremu on obiecuje, że przestanie chodzić na ustawki i podejmuje trud zerwania z przestępczą przeszłością. Ona zaraża go uczuciem, jakiego nie znał, ma szaleńcze pomysły, na jakie może wpaść tylko człowiek zakochany, doprowadza go do dentysty, zmuszając do wstawienia górnej jedynki.
Chuligani będący w stanie obrzydzić każdy mecz, niszczący wszystko, co stoi na ich drodze do stadionu, traktowani są przez „ludzi normalnych" jako szara bezmózgowa masa. Ale ta masa składa się z jednostek mających swoją wrażliwość, rodziny, które być może też się boją, że syn znajdzie się w miejscu, od którego powinien się trzymać z daleka.
„Mamy takie dziwne hobby - mówi w filmie Krzysztof - że lubimy się bić. Jak zginąć, to tylko na ustawkach. Jak umrzesz normalnie, to nikt cię nie będzie pamiętał". Na koszulce Śląska ma napis: „Ludzie zasad". A na bluzie z kapturem: „Jak walczysz - rób to z honorem". Mariola mówi o swoim uczuciu do Krzysztofa: „Pokochałam, bo jest człowiekiem z zasadami. Wiem, że mnie nie zdradzi". Między jednym pobytem w więzieniu a drugim Krzysztof i jego koledzy ze Śląska idą w pielgrzymce na Jasną Górę. Przecież nie udają, że się tam modlą i raczej nie proszą Matki Boskiej, żeby pokarała wrogów Śląska Wrocław.
Niedawno musiałem coś powiedzieć do około trzech tysięcy kibiców Legii, zebranych na odsłonięciu pomnika Kazimierza Deyny. Reagowali fantastycznie. Być może byli to ci sami ludzie, których postawa podczas meczu nie zawsze mi się podoba. Kiedy rozmawia się z nimi sam na sam, są zupełnie inni niż wtedy, kiedy skandują hasła, pod którymi nigdy bym się nie podpisał i obrażają kogo się da. To nie jest szara masa, a na pewno nie wszyscy są straceni, jak się wydaje poważnym ludziom, nierozumiejącym emocji, jakie wyzwala piłka nożna.