Od siedmiu lat, w wakacje, gdy tylko spece od PR firmy Nike uznają, że jest już właściwy moment, Kobe Bryant wyrusza do Chin. A tam czekają na niego wierni kibice - to już rytuał, więc nie można ich zawieść.
Zaczęło się, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, od poszerzania rynków zbytu i prób zagarnięcia przez międzynarodową korporację milionów klientów. Dodajmy: bogacących się klientów.
Z tych powodów do Azji wyruszają największe europejskie kluby piłkarskie: Real Madryt, Manchester United czy ostatnio w ramach promocji Serie A – Juventus Turyn i Napoli (inna sprawa, czy kłótnie, które Włosi tam zaprezentowali, przyniosą oczekiwany skutek).
Jeżdżą wszyscy, którzy widzą w tym interes, zostawiają tam autografy, grają mecze, pomnażają sprzedaż klubowych koszulek, szalików i czapek, i tyle ich z Chinami łączy. Tak robi wiele zespołów NBA.