Nie jestem idealny i popełniam błędy, ale to wcale nie jest tak oczywiste. Pamiętajmy, że praworęczni równie mocno biją lewą ręką. Tak było w ostatniej walce z Travisem Walkerem. Zasada zwykle jest taka, że raz chodzę w lewo, raz w prawo, nie mogę stać frontalnie do rywala i cofać się w linii prostej. Teraz boksuję bezpieczniej dla siebie niż kiedyś, czuję to nawłasnej skórze.
Czyli nie zamierza pan zmieniać trenera, jak niektórzy sugerują, nie myślał pan też, żeby znów pracować zAndrzejem Gmitrukiem?
Roger Bloodworth jest nie tylko bardzo doświadczonym nauczycielem, ale też bardzo porządnym człowiekiem. Dla mnie to ważne. Gmitrukowi dużo zawdzięczam, to z nim wygrałem wiele ważnych walk, to on skłonił mnie, bym podpisał zawodowy kontrakt. Ale dziś każdy znas idzie swoją drogą.
Co jest teraz pana największym atutem?
Spryt. Nie siła ciosu, nie szybkość, choć ta jest bardzo ważna, ale umiejętność radzenia sobie wtrudnych sytuacjach.
Czasami ten spryt nazywa pan jednak wiarą. Dalej uważa pan, że siła idzie z góry, że decyzje co dopańskiej przyszłości zapadają właśnie tam?
Nigdy nie ukrywałem, że jestem człowiekiem mocno wierzącym, i staram się odczytywać sygnały kierowane w moją stronę. Jestem przekonany, że gdybym przegrał w czerwcu z Eddie Chambersem, mocno bym się zastanowił, co robić dalej. Rozmawialiśmy o tym z żoną. Podobnie teraz z Walkerem, trafił mnie w drugiej rundzie, byłem wtrudnej sytuacji, ale nawet przez chwilę nie opuściła mnie wiara, że sobie poradzę. Gdyby mi jej zabrakło, to znak, że czas kończyć.
A ma pan jakiś pomysł na życie po karierze?
Jestem zaradny, potrafię podejmować decyzje, więc coś wymyślę. Na sali bokserskiej raczej nie zostanę, to nie dla mnie. Promotorem też nie będę, bo to zbyt ryzykowny biznes. Zajmę się czymś pewniejszym ispokojniejszym.
W Polsce czy w USA? Pana dom w Gilowicach wciąż czeka na rodzinę Adamków?