Tomasz Adamek. Bokser swą przyszłość widzi z dala od ringu

Tomasz Adamek o najtrudniejszych walkach, nieprzespanych nocach i planach na życie po karierze

Publikacja: 17.09.2012 22:07

Tomasz Adamek: Czasem zrywam się w środku nocy zlany potem, bo śni mi się, że muszę wychodzić do rin

Tomasz Adamek: Czasem zrywam się w środku nocy zlany potem, bo śni mi się, że muszę wychodzić do ringu

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

Dalej przed walkami nie odczuwa pan żadnego zdenerwowania i śpi jak dziecko?

Tomasz Adamek:

Nic się nie zmieniło i oby było tak jak najdłużej. Moja psychika to dar od Boga. Ale gdy walkę mam za sobą, przychodzi odreagowanie. Długo nie mogę zasnąć, a jak już nad ranem się uda, to czasami zrywam się zlany potem, bo myślę, że za chwilę trzeba się rozgrzewać i wychodzić do ringu.

Który z pana dotychczasowych pojedynków był najtrudniejszy?

Z Paulem Briggsem w 2005 roku w Chicago, jeszcze w wadze półciężkiej. Walczyłem ze złamanym nosem, krew zalewała mi opuchniętą twarz, ból był okrutny. Ale stawką - mistrzostwo świata. Wygrałem z nim, ale z samym sobą też.

Myślałem, że najtrudniejsze były te walki, które pan przegrał. Z Chadem Dawsonem, Witalijem Kliczką.

Wyrzuciłem je z głowy, w obu pojedynkach z różnych powodów nie byłem sobą. Walki ze starszym Kliczką nie chciałem nawet później oglądać. A Dawson, prawdę mówiąc, wygrywając ze mną, zrobił mi przysługę, wreszcie zmieniłem kategorię na cięższą. Nie musiałem już zbijać wagi, co wpewnym wieku jest torturą.

Przed pana walkami nie ma tej specyficznej otoczki, która jest charakterystyczna dla świata zawodowego boksu. Nikt nikogo nie obraża, nie skaczecie sobie do oczu. A może trochę złej krwi by się dobrze sprzedało, tak jak przed pojedynkiem z Andrzejem Gołotą?

Prawdopodobnie tak, ale ja tego nie lubię, a moi ostatni rywale chyba też nie. Dlatego nie ma skandali. I niech tak zostanie. W boksie do rozmowy służą pięści.

Na co stawia wringu pana trener Roger Bloodworth?

Na szybkość, na ciągły ruch i płynność akcji. Nie mogę nawet na chwilę stanąć i czekać na cios, bo stanę się łatwym celem. Do tego dochodzą pewne sztuczki, o których nie będę mówił, ale zapewniam, że są skuteczne. No i lewy prosty. Podwójny, potrójny, absorbujący przeciwnika. Muszę też pamiętać, by zadawać dużo ciosów nakorpus.

Nieżyjący Jerzy Kulej miałby zastrzeżenia, skąd te tendencje, by z praworęcznym rywalem odchodzić w lewą stronę zamiast wswoją prawą. Co by pan odpowiedział?

Nie jestem idealny i popełniam błędy, ale to wcale nie jest tak oczywiste. Pamiętajmy, że praworęczni równie mocno biją lewą ręką. Tak było w ostatniej walce z Travisem Walkerem. Zasada zwykle jest taka, że raz chodzę w lewo, raz w prawo, nie mogę stać frontalnie do rywala i cofać się w linii prostej. Teraz boksuję bezpieczniej dla siebie niż kiedyś, czuję to nawłasnej skórze.

Czyli nie zamierza pan zmieniać trenera, jak niektórzy sugerują, nie myślał pan też, żeby znów pracować zAndrzejem Gmitrukiem?

Roger Bloodworth jest nie tylko bardzo doświadczonym nauczycielem, ale też bardzo porządnym człowiekiem. Dla mnie to ważne. Gmitrukowi dużo zawdzięczam, to z nim wygrałem wiele ważnych walk, to on skłonił mnie, bym podpisał zawodowy kontrakt. Ale dziś każdy znas idzie swoją drogą.

Co jest teraz pana największym atutem?

Spryt. Nie siła ciosu, nie szybkość, choć ta jest bardzo ważna, ale umiejętność radzenia sobie wtrudnych sytuacjach.

Czasami ten spryt nazywa pan jednak wiarą. Dalej uważa pan, że siła idzie z góry, że decyzje co dopańskiej przyszłości zapadają właśnie tam?

Nigdy nie ukrywałem, że jestem człowiekiem mocno wierzącym, i staram się odczytywać sygnały kierowane w moją stronę. Jestem przekonany, że gdybym przegrał w czerwcu z Eddie Chambersem, mocno bym się zastanowił, co robić dalej. Rozmawialiśmy o tym z żoną. Podobnie teraz z Walkerem, trafił mnie w drugiej rundzie, byłem wtrudnej sytuacji, ale nawet przez chwilę nie opuściła mnie wiara, że sobie poradzę. Gdyby mi jej zabrakło, to znak, że czas kończyć.

A ma pan jakiś pomysł na życie po karierze?

Jestem zaradny, potrafię podejmować decyzje, więc coś wymyślę. Na sali bokserskiej raczej nie zostanę, to nie dla mnie. Promotorem też nie będę, bo to zbyt ryzykowny biznes. Zajmę się czymś pewniejszym ispokojniejszym.

W Polsce czy w USA? Pana dom w Gilowicach wciąż czeka na rodzinę Adamków?

Nie sprzedałem go, ale to nie oznacza, że wracamy do Polski. Córki znakomicie czują się w New Jersey, mówią już jak rodowite Amerykanki. My z żoną też radzimy sobie językowo coraz lepiej. Dorota skończyła studia pielęgniarskie w Polsce, jeśli nostryfikuje dyplom, może liczyć na ciekawą pracę. Aja zamierzam jeszcze trochę powalczyć.

Spodobała wam się Ameryka?

Początki nie były łatwe, sam nie wiem, co by było, gdybym cztery lata temu przegrał w Newark walkę o mistrzostwo świata ze Steve’em Cunninghamem. Stałem wtedy pod ścianą, musiałem wygrać, bo inaczej znów trzeba by się pakować. Ale to historia. Teraz mamy ładny, własny dom, ja już sporo zarobiłem, przyjaciół jest tu więcej niż w Polsce, więc powrót byłby trudny. Niczego nie możnawykluczyć, ale tu się łatwiej żyje. Oczywiście jak są pieniądze.

Rozmawiał Janusz Pindera

doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie
Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Sport
Dlaczego Kirsty Coventry wygrała wybory i będzie pierwszą kobietą na czele MKOl?