Rozpędu nabieramy z czasem

Kamil Stoch, najlepszy polski skoczek, o problemach na początku sezonu, porządkach w głowie i przerwie w startach

Publikacja: 06.12.2012 23:39

Kamil Stoch: Dostaję teraz lekcję, po której będę mocniejszy

Kamil Stoch: Dostaję teraz lekcję, po której będę mocniejszy

Foto: Fotorzepa, Michał Grodkowski Michał Grodkowski

Rz: W trzech konkursach nowego sezonu zdobył pan tylko punkt. Oczekiwania były wielkie, a przegrywa pan nawet z kolegami z kadry. To najtrudniejszy moment w karierze?

Kamil Stoch: Nie dramatyzujmy, wszystko w życiu jest po coś. Dostaję teraz lekcję, dzięki której mam stać się lepszy. Miałem trochę czasu po Pucharze Świata w Kuusamo, żeby nabrać dystansu. Musiałem zwolnić obroty, doprowadzić ciało do porządku: biodro, łokieć i szyja ucierpiały przy upadku po lądowaniu na treningu w Kuusamo. Jeszcze mnie pobolewają, ale zupełna bezczynność nie byłaby dobra. Miałem rozpisane ćwiczenia. A od dziś zaczynam treningi w Ramsau.

Łukasz Kruczek przekonuje, że porządek w głowie zrobił pan już w Kuusamo. Zgadza się?

Tak. Pierwsze zawody sezonu po prostu trzeba przeżyć. Nie przypominam sobie, żeby nasza kadra dobrze zaczynała zimę. Rok temu było nieźle, ale to wyjątek. Zwykle nabieramy rozpędu z czasem. Przyznaję, tym razem coś nam umknęło, coś poszło nie tak i pierwsze konkursy były wyjątkowo rozczarowujące. Ale na szczęście jest czas, żeby to poukładać, ustabilizować skoki. Bo najbardziej brakowało mi regularności i pewności siebie. Na zawody w Engelbergu, za tydzień, wrócę już z jasnym przekonaniem, co chcę na skoczni robić.

Problemy wzięły się stąd, że sami sobie nałożyliście zbyt duży ciężar?

To tylko moja opinia, nie wiem co czuł każdy z chłopaków, ale uważam, że za bardzo daliśmy się ponieść temu, co się dzieje wokół sportów zimowych w Polsce. Nakręciliśmy się, zapominając, że to na nas dobrze nie działa. A prawdziwy problem zaczął się, gdy zobaczyliśmy, że nam nie idzie, wtedy koło się zamknęło. Choć też nie sama presja nas zniszczyła ani problemy z kombinezonami, mimo że o nich najgłośniej. Kilka przyczyn się splotło, teraz to rozplątujemy.

W pana przypadku te problemy trwają od lata i gdy już pan wraca do dobrego skakania, to przychodzi jakiś cios, jak upadek w Kuusamo.

Porażki mam wpisane w zawód, najważniejsze to wiedzieć, jakie są przyczyny.

Pan już wie? Rzeczywiście problemem są te nowe, węższe kombinezony?

Nie były decydujące. Wszyscy teraz powtarzają, jakie to mamy złe stroje i jak nie umiemy w nich skakać. A tak nie jest. Trochę zostaliśmy z tyłu za konkurencją, ale to nie znaczy, że nasze kombinezony są złe. Po prostu są sposoby, by je trochę udoskonalić. Inni już tę receptę mają, my nad tym pracujemy. Sprzęt jest teraz bardzo ważny, może powodować ogromne różnice w odległościach, ale ja po prostu nie skakałem dobrze. Udawały mi się próby na treningach w Kuusamo, reszta była do poprawki. Przyczyn było wiele. To, że za bardzo sobie wbiliśmy do głowy, że musimy być mocni od razu, to, że były problemy z kombinezonami, ale też to, że przed początkiem sezonu trenowaliśmy kilka dni w złych warunkach. Nabraliśmy niedobrych nawyków. Były jeszcze inne sprawy, ale nie chcę już tego wszystkiego rozgrzebywać. Zaczynam od nowa, z wiarą, że będzie lepiej. To były tylko trzy konkursy. Proszę, nie rozliczajcie nas jeszcze z całej zimy. Wiele się jeszcze do końca sezonu wydarzy.

Dziś o 18 kwalifikacje do próby przedolimpijskiej w Soczi (transmisja w Eurosporcie), konkursów na mniejszej skoczni olimpijskiej. Pojechali tam m.in. Maciej Kot i Dawid Kubacki. Zrezygnował pan ze startu bez żalu?

Nie jest to przyjemne, ale najrozsądniejsze w tej sytuacji. Trener mnie do tego przekonał, uważam, że ma rację. Nie było sensu jechać na zawody i na siłę wszystkim pokazywać, jaki jestem mocny, jak sobie daję radę. Wrócę na konkursy w Engelbergu, przed świętami. Tam zwykle zaczynaliśmy dobrze skakać.

Może trzeba było zrezygnować już ze startu w konkursie drużynowym w Kuusamo? Nie żałuje pan, że w nim skakał dzień po upadku?

Rzeczywiście, można to było inaczej rozegrać, ale łatwo powiedzieć: na zawodach działa adrenalina, człowiekowi się wydaje, że da radę, ból nieważny, chce walczyć. Wyszło, jak wyszło. Uczę się całe życie, zwłaszcza na swoich błędach. Nie była to zresztą wyłącznie moja decyzja, trener tak postanowił.

A czego pana nauczył początek sezonu?

Że trzeba pozostać sobą i trzymać się swojego planu, a nie tego, co mówią inni, nawet w dobrej wierze. Dałem się ponieść wirowi, temu szaleństwu, które wybucha na początku sezonu.

Pan jest przyzwyczajony do tego, że startuje wszędzie, ale wielu zawodników w sezonie mistrzostw świata czy igrzysk robi przerwy. Adam Małysz miał taką dziesięć lat temu, przed mistrzostwami w Val di Fiemme. I wrócił po dwa złote medale. Teraz MŚ znów będą we Włoszech.

Są różne szkoły. Niektórzy robią sobie wolne, żeby odpocząć, może nie tyle fizycznie, ile mentalnie, zebrać energię. Inni potrzebują rytmu. Jestem raczej w tej drugiej grupie, ale skoro tak się to wszystko potoczyło... Już w Kuusamo miałem okazję patrzeć na konkurs jako widz, bo się do zawodów nie zakwalifikowałem. I byłem tym poruszony, bo zrozumiałem, jaka to frajda móc skakać. To było bardzo odświeżające.

Maciej Kot mówił, że konkursy stały się dla was pracą, gdzieś znikła przyjemność.

Nie, nie, nie. To się w żadnym momencie nie stało zwykłą pracą. Nie wpadliśmy w monotonię, nie zgubiliśmy radości. Po prostu musimy trochę pozmieniać hierarchię, radość postawić wyżej, ponad presję wyniku.

Do Ramsau jedzie z wami psycholog Kamil Wódka?

Nie, jedzie z chłopakami do Soczi. Ze mną i Piotrkiem Żyłą będą Łukasz Kruczek i Grzegorz Sobczyk (trener i serwismen – piw). Kamil dojedzie do nas w poniedziałek. Od razu z Ramsau wyjeżdżamy do Engelbergu na zawody.

W wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego" powiedział pan, że jeśli Kruczek zostanie zwolniony, pan odejdzie razem z nim. Pytanie: gdzie?

Skrót myślowy. Chcę pokazać, że trener ma moje pełne poparcie, że jestem przeciwnikiem pochopnych decyzji. Jeśli coś do tej pory działało, dlaczego nagle ma przestać? Łukasz nie zamyka się na rady, zawsze szuka czegoś nowego, pyta Hannu Lepistoe, jest w kontakcie z Adamem Małyszem. Zawsze sobie jakoś radziliśmy, wychodziliśmy z dołków, chcemy mieć szansę zrobić to kolejny raz. Wierzę, że nam się uda. I jedno wiem na pewno: wyjdę z tego mocniejszy.

Rz: W trzech konkursach nowego sezonu zdobył pan tylko punkt. Oczekiwania były wielkie, a przegrywa pan nawet z kolegami z kadry. To najtrudniejszy moment w karierze?

Kamil Stoch: Nie dramatyzujmy, wszystko w życiu jest po coś. Dostaję teraz lekcję, dzięki której mam stać się lepszy. Miałem trochę czasu po Pucharze Świata w Kuusamo, żeby nabrać dystansu. Musiałem zwolnić obroty, doprowadzić ciało do porządku: biodro, łokieć i szyja ucierpiały przy upadku po lądowaniu na treningu w Kuusamo. Jeszcze mnie pobolewają, ale zupełna bezczynność nie byłaby dobra. Miałem rozpisane ćwiczenia. A od dziś zaczynam treningi w Ramsau.

Pozostało 90% artykułu
SPORT I POLITYKA
Wielki zwrot w Rosji. Wysłali jasny sygnał na Zachód
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
SPORT I POLITYKA
Igrzyska w Polsce coraz bliżej? Jest miejsce, data i obietnica rewolucji
SPORT I POLITYKA
PKOl ma nowego, zagranicznego sponsora. Można się uśmiechnąć
rozmowa
Radosław Piesiewicz dla „Rzeczpospolitej”: Sławomir Nitras próbuje zniszczyć polski sport
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Sport
Kontrolerzy NIK weszli do siedziby PKOl