Lepszy taki proces niż żaden. Lepiej późno niż wcale. Ale gdy w poniedziałek doktor Eufemiano Fuentes usiądzie wreszcie na ławie oskarżonych sądu w Madrycie, gdy na świadków będą wzywane sławy kolarstwa, od Alberto Contadora po Ivana Basso, nikt nie będzie mieć złudzeń, że ogląda przedstawienie nie mniej zakłamane niż wywiad Lance'a Armstronga u Oprah.
Oskarżonym jest ginekolog z Wysp Kanaryjskich i niespełniony średniodystansowiec, który zamienił swoją madrycką klinikę w międzynarodowe przedsiębiorstwo zwane „dopingowym Wal-Martem". Zarobił na tym miliony euro i chwalił się, że przetaczał krew najlepszym piłkarzom, tenisistom i lekkoatletom.
Ale Hiszpanie zrobili wszystko, by sąd zajął się tylko tą częścią Operacion Puerto – tak nazwano policyjny nalot na Fuentesa i jego wspólników – która dotyczy kolarstwa. Wiadomo, kolarstwu nic już nie zaszkodzi. A grzebiąc w innych sprawach można niechcący strącić z pomników kilku idoli. Sam Fuentes powiedział dwa lata temu: – Gdybym zdradził wszystko co wiem, Hiszpanii trzeba by było zabrać piłkarskie mistrzostwo świata z 2010 roku i mistrzostwo Europy z 2008.
Doktor dawał takie sygnały wiele razy, licząc na to, że Hiszpanie nie zaryzykują procesu, który może się skończyć kompromitacją ich sportu. Dwa razy wydawało się, że szantaż się powiódł: madrycki sąd odkładał akta na bok. Ale za trzecim razem już nic Fuentesa nie ochroniło.
Siądzie na ławie oskarżonych z piątką wspólników: obok m.in. swojej siostry Yolandy, Manolo Saiza – menedżera najlepszych hiszpańskich grup kolarskich, ONCE i Liberty Seguros – oraz lekarzy: Alfredo Cordovy i Jose Luisa Merino. Ten ostatni był szefem hematologii w madryckim szpitalu La Princesa.