Zaczyna się nowe rozdanie, kończą sentymenty. Silni mają być jeszcze silniejsi, słabi mogą przepaść. 15 dyscyplin uznanych za najważniejsze dla Polski, mające największe szanse na sukcesy, podzieli w tym roku między siebie ponad 70 procent pieniędzy przeznaczonych na sport wyczynowy. Czyli ponad 170 mln złotych.
Co najmniej 55 procent trafi do dziewięciu sportów z „grupy złotej": lekkoatletyki, wioślarstwa, kajakarstwa (tak jak dotychczas będą liderami finansowania, według informacji „Rz" lekkoatletyka dostanie 15,9 mln złotych, a wioślarstwo i kajakarstwo po ponad 11 mln), narciarstwa, kolarstwa, pływania, podnoszenia ciężarów, zapasów, żeglarstwa.
Wspierane będą też sporty z „grupy srebrnej": o mniejszym zasięgu, mające za sobą kryzysy, ale jednak perspektywiczne i takie, których uprawianie dałoby się w większości przypadków połączyć z drugą karierą w wojsku, a brak takich drugich karier to potężny problem naszego sportu. W tej grupie są biatlon, judo, łyżwiarstwo szybkie, strzelectwo, szermierka.
Trafił tutaj również tenis: nie dlatego, że ma mały zasięg albo jest w kryzysie. Chodzi o to, że tenisowe gwiazdy mają dużą łatwość zapominania o wsparciu, które dostawały na początku karier. I potem, tak jak teraz nasi reprezentanci w Pucharze Davisa i Federacji, żądają ogromnego startowego.
Gdy milionerzy chcą za grę dla Polski po 200 tysięcy złotych, które można by przeznaczyć na wychowywanie następców, zapał do zwiększania dotacji gaśnie. Choć i tak tenis będzie jednym z wygranych reformy. Bo obronił stan posiadania, a może jeszcze walczyć o dodatkowe środki.