Ostatnie wiadomości dotyczące skutków dopingowych oszustw kolarza w zasadzie dotyczą już tylko pieniędzy. Kolarz zatrudnił małą armię adwokatów w kilku miastach USA i jeszcze renomowaną kancelarię w Wielkiej Brytanii, by broniła go w sprawach wytoczonych przez dawnych sponsorów. Media śledzące procesy Armstronga nie piszą już tylko o tym, ile kolarz stracił na zerwanych kontraktach i ile będzie musiał zwrócić, ale czy wystarczy mu na obronę.
Może nie wystarczyć. Godzina pracy dobrego amerykańskiego adwokata to 800 dolarów mniej na koncie. A przed kolarzem co najmniej sześć dużych i długich procesów, w których potencjalne kwoty do zwrotu sięgają 110 mln dolarów.
We wszystkich sprawach powody żądań są w zasadzie takie same: defraudacja przekazanych funduszy, pozyskiwanie pieniędzy poprzez oszustwo sportowe, okłamywanie sponsorów przez kilkanaście lat.
Od października ubiegłego roku, gdy amerykańska agencja antydopingowa (USADA) ujawniła dane dotyczące dopingowych win Armstronga, ruszyła lawina. Kolarz twierdzi, że do dziś tylko z zerwanych kontraktów stracił 75 mln dolarów.
Swoje robią sankcje dodatkowe, zwłaszcza zakazy startów w imprezach sportowych, nawet tych dalekich od samego kolarstwa. Nie będzie 1 mln dol. z umowy ze światową korporacją triatlonu, która wspierała także fundację Armstronga pomagającą osobom chorym na nowotwory. Nie ma zgody na starty oszusta w zawodach pływackich. Próbował, ale nawet w lokalnych imprezach słyszał protesty, a w większych, takich jak mistrzostwa seniorów w Austin – zmuszono go do wycofania po oficjalnym zakazie światowej Federacji Pływackiej (FINA).