To w pewnym sensie polska odpowiedź na angielską „Futbolową gorączkę" Nicka Hornby'ego. Prawdę mówiąc, kiedy czytałem Hornby'ego, nie podzielałem powszechnych zachwytów nad jego dziełem o miłości do futbolu, która wszystko inne ma za nic. Może dlatego, że ja to znam. Hornby był jak Antoni Pawlak w „Książeczce wojskowej". Oni mi nie powiedzieli niczego nowego. Ja przez to wszystko przeszedłem, wcale nie suchą stopą. A Okoński, oprócz tego, że w co drugim zdaniu składa wyznanie wiary i miłości do piłeczki, uosabianej przez Tottenham, to wpędza mnie w depresję. Nie lubię się dowiadywać, że ktoś wie o piłce więcej niż ja, staję się wtedy zazdrosny. A właśnie Michał Okoński do takiego stanu mnie doprowadził.
Jeszcze gorsze jest to, że ja autora osobiście nie znam. Siedzi sobie człowiek w Krakowie, encyklopedię futbolu ma w głowie, pisze zdaniami jak drybling Gary'ego Linekera w polu karnym Arsenalu, a ja tutaj, w stolicy, nic o tym nie wiem. No i widzę, że do tych kilku osób, z którymi oglądamy piłkę historycznie i kulturowo tymi samymi oczami, doszedł mi jeszcze jeden członek klubu, nazwijmy to, upośledzonych przez futbolówkę. Choć moim zdaniem chorzy są raczej ci, którym piłka nie urwała głowy.
Książkę Okońskiego powinien przeczytać każdy kibic futbolu, aby czegoś się dowiedzieć i poczuć wspólnotę. Przypomnieć sobie, że nic nas nie dzieli, piłka łamie bariery wieku, kasy, wykształcenia, płci nawet. Gdy patrzymy na mecz z trybun, sprzed telewizora, jesteśmy po tej samej stronie, nawet jeśli kibicujemy innym drużynom. Udajemy, że nie ma dopingu, rasizmu, korupcji. Wolimy się zachwycać niż wybrzydzać. Cierpimy. Książka Okońskiego jest także o tym. I ta opowieść, jak futbol, nie ma końca.
Michał Okoński, „Futbol jest okrutny". Wydawnictwo „Czarne", Wołowiec, 2013