Reklama
Rozwiń
Reklama

Czarne Jastrzębie z Pucharem Stanleya

NHL | Chicago Blackhawks wygrali finałową rywalizację z Boston Bruins 4-2. To ich piąty tytuł mistrzowski.

Publikacja: 26.06.2013 01:29

Chicago Blackhawks świętują piąty tytuł mistrzowski.

Chicago Blackhawks świętują piąty tytuł mistrzowski.

Foto: AFP

W szóstym spotkaniu dogrywka nie była potrzebna (w tym finale zdarzyło się to trzy razy), ale mecz w Bostonie, tak jak poprzednie, nie zawiódł.

Gospodarze, by przedłużyć serię, musieli wygrać, dwa razy wychodzili na prowadzenie, ale nie potrafili go utrzymać. Gdy na zegarze pozostawało 76 sekund, wyrównał Bryan Bickell, a kilkanaście sekund później nadzieję Bruins odebrał Dave Bolland. Blackhawks zwyciężyli 3:2 (0:1, 1:0, 2:1) i ruszyli świętować mistrzostwo. Piąte w historii klubu, pierwsze od trzech lat.

– W 2010 roku zdobyliśmy tytuł spontanicznie. Nie byliśmy świadomi, jak dobrze gramy. Teraz wiedzieliśmy, ile wysiłku trzeba włożyć, by powtórzyć tamten sukces – mówił Jonathan Toews, strzelec jednej z bramek dla drużyny z Chicago.  – Nie mogę uwierzyć, że to już koniec – stwierdził Corey Crawford, bramkarz Blackhawks. Najbardziej wartościowym zawodnikiem finałów uznano napastnika Blackhawks Patricka Kane'a (MVP sezonu wybrano już wcześniej Aleksandra Owieczkina z Washington Capitals).

– To najlepszy rok w moim życiu. Gra w tym zespole to coś niesamowitego – cieszył się Kane, który w 23 meczach fazy play-off strzelił dziewięć bramek, a przy dziesięciu asystował. Jest dopiero czwartym Amerykaninem, który zdobył tę nagrodę. Ale talent 24-letniego chłopaka, który w 2010 roku wywalczył z USA srebrny medal na igrzyskach w Vancouver, dostrzeżono już wcześniej. Pięć lat temu został najlepszym debiutantem NHL.

Bruins cierpią, bo bardzo im na tym tytule zależało. Chcieli dać mieszkańcom trochę sportowej radości. I złożyć hołd młodym kibicom drużyny, którzy zginęli w kwietniowym zamachu podczas maratonu bostońskiego.

Reklama
Reklama

– Ciężko było patrzeć w szatni na zawodników ze spuszczonymi głowami – przyznaje trener Bruins Claude Julien. – Próbowałem podnieść ich na duchu, mówiąc to, co zawsze w takich sytuacjach: że inne zespoły dałyby wiele, by być na naszym miejscu.

W szóstym spotkaniu dogrywka nie była potrzebna (w tym finale zdarzyło się to trzy razy), ale mecz w Bostonie, tak jak poprzednie, nie zawiódł.

Gospodarze, by przedłużyć serię, musieli wygrać, dwa razy wychodzili na prowadzenie, ale nie potrafili go utrzymać. Gdy na zegarze pozostawało 76 sekund, wyrównał Bryan Bickell, a kilkanaście sekund później nadzieję Bruins odebrał Dave Bolland. Blackhawks zwyciężyli 3:2 (0:1, 1:0, 2:1) i ruszyli świętować mistrzostwo. Piąte w historii klubu, pierwsze od trzech lat.

Reklama
Olimpizm
Hanna Wawrowska doceniona. Polska kolebką sportowego ducha
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
warszawa
Ośrodek Nowa Skra w pigułce. Miasto odpowiada na pytania dotyczące inwestycji
Sport
Liga Mistrzów. Barcelona – PSG: obrońcy trofeum wygrali rzutem na taśmę
Sport
Warszawa biegnie po rekord. W niedzielę odbędzie się 47. Nationale Nederlanden Maraton Warszawski
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Sport
Znajdą się pieniądze na modernizację Polonii? Los inwestycji w rękach radnych
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama