Planuje pani w ogóle odpuszczanie jakichś zawodów? Sprintów w Asiago tuż przed Bożym Narodzeniem? Sprintów w Nowym Meście niedługo po Tour de Ski?
Jeszcze tego dokładnie nie ustaliliśmy, wszystko zależy od tego, jak nam się uda obóz wysokogórski w Santa Caterina. Będziemy patrzeć, jak reaguje organizm. Jestem już w grupie 30 plus, z tym wiekiem nie ma żartów. Trzeba się zastanawiać: co bardziej ważne, a co mniej, co mi pomoże w drodze do Soczi, a co zaszkodzi.
W ostatnim sezonie kilka razy narzekała pani na przygotowanie nart. Teraz wraca do sztabu Ulf Olsson, szwedzki serwismen odpowiedzialny za styl dowolny, który ostatnio pracował dla Norwegów. Będą jeszcze jakieś zmiany?
Kręgosłup pozostaje bez zmian: logistycznie, treningowo, personalnie. Cieszę się, że Ulf wraca. Zna się z moimi estońskimi serwismenami, ale wcześniej razem nie pracowali. Przyda się wszystkim trochę świeżej krwi, świeżego spojrzenia.
To prawda, że przed sezonem chce pani jeszcze wystartować w biegu ulicznym na 10 km? Mało pani?
Nie przesadzajmy, akurat o to narty nie muszą być zazdrosne, bo na razie wystartowałam tylko raz, w kwietniu w Warszawie. I rzeczywiście planuję jeszcze jeden start w najbliższym czasie. W tym pierwszym biegu więcej było chęci mojego sponsora niż moich, ale miałam do wyboru: wystartować na 10 km albo mieć cały dzień zdjęć, więc nawet się nie wahałam. Tyle że to była wiosna w pełni, kwiecień, dla mnie najsłabszy czas w roku, jeśli chodzi o możliwości. I pomyślałam: jeśli ma być przy moim nazwisku czas na 10 km i ma coś ludziom mówić, to wolę żeby był zgodny z moimi możliwościami. Dlatego planuję poprawić te 36.08 z Warszawy. Może uda się pobiec w Nowej Zelandii, a jeżeli nie, to w Polsce pod koniec września, albo na początku października, tuż przed lodowcami.
Na razie głośniej było o pani rekordzie w tzw. biegu Smiguna, podczas zgrupowania w Estonii. O co chodzi?
Trasę 3 km biegu przełajowego wytyczył lata temu Anatolij Smigun, m.in. dla swojej córki Kristiny, mistrzyni olimpijskiej. Mierzyło się z tą trasą wiele dobrych biegaczek, ja już rok temu znacznie poprawiłam rekord, a teraz jeszcze urwałam 16 sekund. Ale to żadna sensacja, zawsze szybko biegałam, zwłaszcza gdy mam parę kilogramów mniej, a teraz jest, powiedzmy, okres szczuplejszy. Na narciarstwo biegowe składa się wiele rzeczy poza wydolnością, więc to jeszcze nic nie oznacza. A na pewno nie uzasadnia medialnej kariery, jaką ta wiadomość zrobiła. Chyba ludzie są już stęsknieni zimy.
Z kolejnym starciem polsko-norweskim czy może ktoś inny się do tej walki włączy?
Na pewno mocne będą Rosjanki, jeszcze mocniejsze niż w ostatnim sezonie, ale w tym sporcie nie ma cudów, nie zaczną nagle wygrywać z Norweżkami. Ani jako drużyna, ani indywidualnie. Kto jeszcze? Niemki zaczęły ostatnio lepiej biegać na długich dystansach. Finki wróciły. Będzie ciekawie.
Pisała pani niedawno o rywalizacji z Marit Bjoergen, że to tak jak tenisowe mecze z Sereną Williams. Przekraczasz siebie, a i tak odbijasz się od ściany, i czasem trzeba to po prostu przyjąć do wiadomości. Ale i na Serenę rywalki od czasu do czasu znajdują sposób. Pani tę swoją ścianę planuje wziąć siłą czy sprytem?
Na wszystkie możliwe sposoby. Jeśli zaatakuję z impetem i się odbiję, to spróbuję podłubać, a jeśli i tak nie da rady, to może sprytem. Mam nadzieję, że ta ściana najbliższej zimy nie będzie aż tak przytłaczająca, zresztą do tej pory różnymi sposobami udawało mi się z nią radzić – omijać, przeskakiwać albo nawet nie zauważać. Choć nie zauważać najtrudniej. Jeśli będzie tak samo jak dotychczas, to się nie pogniewam. A jeśli naprawdę dobrze przepracuję lato, to może przyjdzie i czas na snucie marzeń.
—rozmawiał Paweł Wilkowicz