Artur Boruc powiedział, że piłkarzom reprezentacji brakuje pazerności. Zgadza się pan?
To jest właśnie problem z presją. Kiedy przychodzi grać w meczu międzynarodowym zawodnikom, którzy na co dzień nie mają okazji występować przez 40 tysiącami widzów na wielkich stadionach, pojawia się blokada. Nasila się to, kiedy o meczu i jego znaczeniu myśli się za dużo. Dla tych młodych zawodników, którzy są teraz w kadrze, ważne jest to, by mogli poczuć się, jak w klubach. Po co myśleć o Czarnogórze i mundialu, kiedy można wmówić sobie, że to po prostu zwyczajny, kolejny mecz. Wtedy wraca zaufanie do własnych umiejętności. Na tym polega też rola starszych zawodników – stworzyć taką atmosferę, by wszyscy czuli się swobodnie.
Naprawdę potrafi pan odciąć się od tego, że w piątek wieczorem marzenia o mundialu mogą być już przegrane?
To ważna umiejętność dla sportowców, nie tylko piłkarzy. Nikt nie ukrywa rangi spotkania z Czarnogórą i wiadomo, że to zwycięstwo nam nie wystarczy. Potem trzeba będzie pokonać San Marino, Ukrainę i Anglię w meczach wyjazdowych. Tyle, że takiej sytuacji już nie zmienimy, sami sobie zgotowaliśmy taki los i trzeba teraz zrobić pierwszy krok, żeby kolejne miały sens. W piątek wieczorem okaże się czy następne spotkania będą dla nas miały takie samo znaczenie: „o wszystko". Jeśli nie wygramy, mundial nie będzie już dla nas.