Komentarze po tym, co się stało podczas sesji Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego w Buenos Aires, są jednoznaczne – wybrano wariant najbezpieczniejszy. Tokio w drugiej turze głosowania pokonało Stambuł 60:36. W pierwszej turze była dogrywka, ponieważ Stambuł i Madryt otrzymały po 26 głosów (Tokio 42). Prawo głosu mają członkowie MKOl, w tym jedna Polka Irena Szewińska.
Tokio igrzyska zorganizuje po raz drugi (poprzednio w roku 1964), Japonia dwukrotnie też była gospodarzem igrzysk zimowych (Sapporo – 1972 i Nagano – 1998). Wcześniej w japońskiej stolicy miały się odbyć igrzyska roku 1940, ale przeszkodziła temu wojna.
Szczególnie frustrująca porażka musi być dla Stambułu, który ubiegał się o wszystkie letnie igrzyska od roku 2000 i wciąż przegrywa. Ważnym argumentem przeciwko tureckiej metropolii była podobno groźba wojny z Syrią, choć Turcy słusznie argumentowali, że za siedem lat o tym konflikcie świat już może nie pamiętać. Igrzyska jeszcze nigdy nie odbyły się w kraju muzułmańskim i trzeba chyba poczekać, aż arabscy szejkowie zadziałają równie skutecznie jak przy piłkarskim mundialu.
Porażkę Madrytu łatwo wyjaśnić: kraj jest w kryzysie, co czwarty Hiszpan nie ma pracy (wśród młodzieży nawet co drugi), odstrasza też przykład Grecji, która za ateńskie igrzyska z roku 2004 płaci do dziś.
Stambuł przegrał na ostatniej prostej, wcześniej z kandydowania wycofał się Rzym, co oznacza, że południowa Europa jest dziś po prostu za biedna, by myśleć o świętowaniu. Wszyscy mają też w pamięci demonstracje w Brazylii przeciwko igrzyskom w Rio (2016) i piłkarskiemu mundialowi (2014). Ludzie w krajach ogarniętych kryzysem nie wierzą, że igrzyska to szansa na nowe miejsca pracy. Widzą w nich przede wszystkim koszt, który musi ponieść państwo na budowę infrastruktury sportowej.