Korespondencja z Newark
Jeszcze we wtorek późnym wieczorem nic nie wskazywało, że walka zostanie odwołana, a polski pięściarz zamiast do Turning Stone Casino w Veronie (stan Nowy Jork) uda się do lekarza. Kiedy z nim rozmawiałem w jego domu, nie wyglądał jednak najlepiej, choć twierdził, że nic mu nie dolega i następnego dnia koło południa rusza w długą podróż pod kanadyjską granicę, gdzie miało dojść do starcia z Głazkowem.
Adamek miał nadzieję, że walka z niepokonanym Ukraińcem, wicemistrzem świata amatorów z 2007 roku i brązowym medalistą igrzysk olimpijskich w Pekinie (2008), będzie bardzo ciekawa. Miał okazję go poznać podczas wspólnych sparingów kilka miesięcy temu, gdy przygotowywał się do zwycięskiego pojedynku z Dominickiem Guinnem, i wysoko oceniał jego umiejętności. – Głazkow jest twardy, szybki, nie unika wymian. Nie będę musiał szukać go w ringu – mówił podczas tej rozmowy.
Trener Adamka, Roger Bloodworth, zachwalał formę Adamka, mówił, że Głazkow nie będzie miał w tym pojedynku wiele do powiedzenia. – Na pewno ruszy do ataku od pierwszych minut, ale będzie zaskoczony szybkością Adamka. Ukraniec popełnia sporo błędów, brakuje mu doświadczenia i Tomasz to wykorzysta – mówił Bloodworth.
Następnego dnia polski pięściarz już nie myślał o podróży do Verony, tylko o jak najszybszej wizycie u lekarza. Zmieniony głos nie pozostawiał żadnych wątpliwości: Adamek był chory, a pojedynek z Głazkowem nierealny, choć nie brakowało takich, którzy liczyli, że stanie się cud i Polak nagle wyzdrowieje.