Start Citroenem DS3 WRC był nagrodą za zdobycie tytułu mistrza świata w kategorii WRC-2. Celem było przede wszystkim zbieranie doświadczeń, bo trudno było liczyć na sukces w pierwszym poważnym starcie najmocniejszym autem WRC.
Rajd Wielkiej Brytanii uchodzi za jedną z najtrudniejszych imprez w kalendarzu, a Kubica musiał startować z nowym pilotem. W miejsce Macieja Barana, który zrezygnował z jazdy z przyczyn osobistych, na prawym fotelu usiadł Michele Ferrara. Kierowca musiał się przestawić na opis w języku włoskim, co było dodatkowym utrudnieniem.
Pierwsze nocne odcinki rajdu poszły zgodnie z planem. Kubica spokojnie podkręcał tempo, uzyskując kolejno ósmy, siódmy i szósty czas. Początek drugiego dnia nie był jednak udany. – Źle oceniłem przyczepność na hamowaniu – tłumaczył kierowca. – Popełniłem błąd i nie dostrzegłem błota na nawierzchni. Próbowałem się ratować hamulcem ręcznym, ale zabrakło drogi i wylądowaliśmy na dachu.
Uszkodzenia nie były poważne i kolejnego dnia polsko-włoski duet wrócił na trasę. Niestety, nie na długo. Kolejna kraksa, spowodowana nieporozumieniem z pilotem, była już poważniejsza i oznaczała koniec jazdy. – Tak jak wczoraj, jechałem rozsądnym tempem, ale to nie pomogło w sytuacji, w której doszło do czegoś w rodzaju zaćmienia w naszej komunikacji na bardzo szybkim odcinku – relacjonował Kubica. – W miejscu, w którym powinienem był hamować, jechałem jeszcze pełnym gazem i kiedy zobaczyłem zakręt, było już za późno. Różnica prędkości była za duża i dachowaliśmy. Szkoda, bo przyjechaliśmy tu zdobywać doświadczenie i dwa razy wylądowaliśmy w rowie.
Rajd Wielkiej Brytanii przypominał początek sezonu 2013, który też upływał pod znakiem różnych przygód. Kubica okazał się jednak pojętnym uczniem i szybko nauczył się kontrolować tempo, odnosząc bezprecedensowy sukces w postaci wygrania klasyfikacji WRC-2 w pierwszym sezonie poważnych rajdowych startów.