1000 i 1500 m to dystanse niemal bliźniacze. Pan woli jednak ten dłuższy.
Postawiłem na 1500 m, bo nie mam aż tak dobrego startu i pierwszego okrążenia jak sprinterzy, nadrabiam wytrzymałością pod koniec dystansu. Dlatego nie występuję na 500 m, jednak nie porzuciłem startów na 1000 m – tu też sobie radzę.
Mimo zwycięstwa w ubiegłym sezonie w klasyfikacji Pucharu Świata i medalu w drużynie podczas mistrzostw świata w Soczi pracuje pan zawodowo. To konieczne?
Jestem zawodowym strażakiem. Może w tej chwili nie musiałbym nim być, ale kiedy przed czterema laty przyszedłem do straży pożarnej, byłem w zupełnie innej sytuacji jako sportowiec. Nie zamierzam rezygnować, bo po pierwsze lubię tę pracę, po drugie, kariera sportowca trwa krótko i trzeba coś później robić. Jestem w jednostce ratowniczo-gaśniczej w Łowiczu. Pracuję w systemie 24 / 48 h, co oznacza, że mam dziesięć dyżurów w miesiącu. Zostałem oddelegowany do Centralnej Szkoły Państwowej Straży Pożarnej w Częstochowie, gdzie wypełniam obowiązki służbowe i przechodzę kurs, który pozwoli mi awansować do stopnia aspiranta. Teraz jestem w stopniu sekcyjnego.
Zna pan innych sportowców na tym poziomie, którzy mają tyle obowiązków zawodowych?
Chyba jestem ewenementem, przynajmniej pośród łyżwiarzy. Z tego, co wiem, Holendrzy mają pozasportowe zajęcia, ale nie wydaje mi się, żeby to była praca pełnoetatowa.