Pieniądze były najważniejsze

Rozmowa z Marcinem Komorowskim, piłkarzem Tereka Grozny, o grze w czeczeńskiej stolicy i życiu w Rosji.

Publikacja: 13.01.2014 01:00

Red

Rz: Mijają dwa lata, odkąd zdecydował się pan na podróż w nieznane, odejście z Legii Warszawa do Tereka Grozny. Czy dziś ponownie podjąłby pan taką decyzję?

Marcin Komorowski: Niczego nie żałuję. Pozytywnym zaskoczeniem był poziom ligi, negatywnym stan infrastruktury. W Polsce powstało wiele nowoczesnych stadionów, dlatego w telewizji lepiej ogląda się ekstraklasę niż ligę rosyjską. Poziom piłkarski w Rosji jest jednak zdecydowanie wyższy. W kluby pompowane są ogromne pieniądze, ściągani są dobrzy zawodnicy, a to oni decydują o poziomie, nie zaś telewizja.

Czy po pierwszej wizycie w Groznym i Kisłowodzku, gdzie Terek ma swoją bazę, nie zastanawiał się pan „co ja tutaj robię?"?

Rzeczywiście, pierwsze wrażenie takie było, ale teraz nie mam już żadnych problemów.

Kisłowodzk położony jest prawie 500 km od Groznego. Jak wygląda życie w tym mieście?

Niewielka część drużyny, głównie Rosjanie, mieszka w ośrodku treningowym, większość piłkarzy woli mieć jednak własny kąt w mieście. Dzięki temu nie trzeba cały czas przebywać w towarzystwie tych samych osób. Poza tym warunki w bazie nie są zbyt ciekawe. Mieszkania też nie są luksusowe, ale zawsze lepiej wrócić do rodziny, jeśli akurat jest. Kisłowodzk to takie Zakopane, ale 20 lat temu. Jest dużo sanatoriów w starym stylu, dużo ludzi przyjeżdża tam na wypoczynek.

Czy rodzina jest na stałe z panem?

Nie, żona przyjeżdża z córeczką i spędza ze mną np. miesiąc. Są momenty, że ich obecność w Rosji nie miałaby sensu. Rozłąka to największa trudność związana z grą w Tereku.

Czy zarobki rekompensują te niedogodności?

Nie da się ukryć, że był to główny bodziec. Trudno było mi odejść z Legii, mieliśmy wspaniałych kibiców, a miasto jest idealne do życia. Piłkarz gra jednak tylko do pewnego wieku, nie chciałbym się obudzić pod koniec kariery bez środków na przyszłość. Starałem się zapewnić byt rodzinie. Ale np. Maciek Rybus z Tereka może się wybić, choćby poprzez podpisanie kontraktu z drużyną z Moskwy, Zenitem Sankt Petersburg lub Rubinem Kazań. A to już zespoły regularnie grające w europejskich rozgrywkach. Poprzez ligę rosyjską ma na pewno większą szansę na pokazanie się w Europie niż przez polską. Ja mam jeszcze pół roku kontraktu, chciałbym zostać w tej lidze, ale nie wiem, co mnie czeka.

Jakie są pana wrażenia z Groznego?

Zawsze jesteśmy tam dwa dni przed meczem. Kibice są do nas bardzo pozytywnie nastawieni, może ostatnio było z tym gorzej, ze względu na słabe wyniki. Rzuca się w oczy dbałość o bezpieczeństwo, na każdym kroku można spotkać uzbrojone patrole, policji i ochrony prezydenta. Nie spotkałem się natomiast z sytuacją, by po ulicach chodzili uzbrojeni cywile. Samo miasto robi wrażenie, jest dużo nowoczesnych budowli.

Terek to oczko w głowie prezydenta Czeczenii Ramzana Kadyrowa.

Rzeczywiście mocno angażuje się w życie klubu, zawsze gdy pojawia się na stadionie lub w szatni, jest uśmiechnięty. Po porażkach oczywiście bywa zły, ale po dobrych wynikach w ważnych meczach przychodzi do szatni, gratuluje każdemu. Wraz z nim pojawia się tłum ochroniarzy i kamer.

Maciej Rybus dostał kiedyś za udany mecz mercedesa...

Ja dostałem dwa (śmiech). Maciek zagrał bardzo dobry mecz z Dynamem Moskwa, akurat miał urodziny, więc wszystko się złożyło. Każdemu piłkarzowi życzyłbym takich prezesów. Nie mamy ustalonych premii i dobrze, bo gdy uda się osiągnąć dobry wynik w ważnym meczu, np. ze Spartakiem, władze klubu potrafią wypłacić trzy razy wyższą nagrodę niż zwykle. A nie zdarza się, byśmy nie dostali nic.

Jak w ogóle żyje się panu w Rosji? W Polsce opinie na temat tego kraju i jego władz są skrajne.

Nie mam z tym żadnych problemów, żona też się przyzwyczaiła. Nie mam wrażenia, żeby w codziennym życiu dało się jakoś wyczuć rządy twardej ręki Władimira Putina.

Czy wobec słabszych wyników Terekowi nie grozi los Anży Machaczkała, które nagle zostało odcięte od pieniędzy i z wielkich ambicji nic nie zostało?

Nie, zbyt wiele ten klub znaczy dla prezydenta Kadyrowa, a wcześniej dla jego ojca. W tym sezonie szło nam źle, ale wszystko spowodowane było zmianą trenera. Ze Stanisławem Czerczesowem walczyliśmy o miejsce w Lidze Europejskiej, daleko zaszliśmy też w Pucharze Rosji. Jego następca był fatalny, nie umiał znaleźć wspólnego języka z drużyną, próbował przekazywać nam samą teorię, a nawet tego nie robił dobrze. Teraz pracuje z nami trener Raszyd Rachimow i zaczynamy wracać na właściwe tory.

Rz: Mijają dwa lata, odkąd zdecydował się pan na podróż w nieznane, odejście z Legii Warszawa do Tereka Grozny. Czy dziś ponownie podjąłby pan taką decyzję?

Marcin Komorowski: Niczego nie żałuję. Pozytywnym zaskoczeniem był poziom ligi, negatywnym stan infrastruktury. W Polsce powstało wiele nowoczesnych stadionów, dlatego w telewizji lepiej ogląda się ekstraklasę niż ligę rosyjską. Poziom piłkarski w Rosji jest jednak zdecydowanie wyższy. W kluby pompowane są ogromne pieniądze, ściągani są dobrzy zawodnicy, a to oni decydują o poziomie, nie zaś telewizja.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta
Materiał Promocyjny
Berlingo VAN od 69 900 zł netto
Sport
Dlaczego Kirsty Coventry wygrała wybory i będzie pierwszą kobietą na czele MKOl?
Sport
Długi cień Thomasa Bacha. Kirsty Coventry nową przewodniczącą MKOl
SPORT I POLITYKA
Wybory w MKOl. Czy Rosjanie i Chińczycy wybiorą następcę Bacha?
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Sport
Walka o władzę na olimpijskim szczycie. Kto wygra wybory w MKOl?
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście