Na drugim przejeździe najdłuższego, 50-kilometrowego odcinka specjalnego Ford Fiesta WRC polskiej załogi (pilotem Kubicy jest Maciej Szczepaniak) wylądował w głębokim rowie. – Źle oceniłem przyczepność – mówił kierowca. – Byłoby dobrze, gdyby nie błoto naniesione przez poprzednie załogi. Przód nie skręcił i uderzyliśmy w mostek. Szkoda, że tak to się skończyło. Nie ryzykowałem, bo zależało mi na tym, żeby przejechać wszystkie odcinki.
Po pierwszym dniu Kubica i Szczepaniak byli na trzecim miejscu, w piątek mistrzowie świata Sebastien Ogier i Julien Ingrassia wypchnęli ich co prawda z czołowej trójki, ale polska załoga nadal liczyła się w walce o podium. Na pechowym dla niej dziewiątym odcinku uzyskiwała międzyczasy na poziomie mistrzów świata.
Mimo przedwczesnego zakończenia jazdy Polacy zdążyli pokazać, że nawet w pierwszym sezonie startów na najwyższym poziomie są w stanie zagrozić najlepszym załogom WRC.
Liderzy po pierwszym dniu, Bryan Bouffier i Xavier Panseri jednym z odcinków wypadli z drogi w pole, na trasę ich Fiestę WRC wypychali kibice. Dzień zakończyli kuriozalnym błędem: podczas zapoznania z trasą zabłądzili i nie zdołali w całości opisać rozgrywanej już po ciemku 20-kilometrowej próby Clumanc-Lambruisse.
Z pomocą pospieszył weteran Francois Delecour, który wygrał ten rajd 20 lat temu, a w tym roku wycofał się po defekcie Forda. Pożyczył swoje notatki, ale każda załoga stosuje własny sposób opisywania trasy i Bouffier nie mógł jechać szybko. Stracił pół minuty i zakończył dzień z ponad 50 sekundami straty do Ogiera i Ingrassi, którzy wygrali trzy z pięciu piątkowych prób.